Niepokój w środowisku już jest - po wywiadzie, jakiego burmistrz udzielił "Gazecie Wyborczej", gdzie oświadczył, że zastanawia się, czy nie zlikwidować kuchni szkolnych i w zamian wprowadzić catering.
- Ile miasto na nas zaoszczędzi - zastanawia się jedna z pracownic kuchni. - To będzie parę groszy na naszych etatach, bo my mamy najniższą krajową.
Uważa, że szkoda szkolnych stołówek, bo każda została nieźle wyposażona, także za pieniądze z MOPS, dzięki czemu jest tu nowoczesny sprzęt. - Nawet jeśli będzie catering, to potrzebna będzie obsługa - mówi nasza rozmówczyni. - A kto będzie wydawał dzieciom mleko i owoce?
W Szkole Podstawowej nr 3 kuchnia właściwie pracuje non stop. - Zainwestowaliśmy tu bardzo - podkreśla dyrektor Karol Kołyszko. - Teraz nasza kuchnia spełnia unijne standardy i szkoda byłoby ją stracić. Mamy pewność, co jest wkładane do garnka. Zastrzeżeń nie budzi odpowiednia jakość potraw. A poza tym to są miejsca pracy.
Kołyszko dodaje, że u niego są trzy etaty, panie w wieku przedemerytalnym na pewno miałyby problem, żeby znaleźć zajęcie.
Tymczasem burmistrz Arseniusz Finster wyjaśnia, że jeszcze decyzje nie zapadły. Będzie analiza kosztów utrzymania stołówek i zestawienie ich z kosztami wprowadzenia cateringu.
- Będziemy musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, na czym ciąć - podkreśla Finster. - Czy oszczędzać na edukacji, czy na warstwie socjalnej. Bo w oświacie mamy coraz mniej pieniędzy i coraz mniej uczniów. Coś trzeba będzie zrobić.
Dodaje, że największym kosztem tego zabiegu będą zwolnienia personelu.
Ciepły obiadek w szkolnej stołówce to jednak wielka rzecz. Nie wiadomo, czy na przywożone dania, może już lekko zimne, znajdą się chętni. A wtedy dzieciaki będą siedzieć w szkole tylko o kanapce.