Chłopcy najpierw dokładnie obejrzeli odznakę policyjną Romanny Czułowskiej, która oprowadzała ich po komendzie. Potem zajrzeli do dyżurki, która żyje przez całą dobę. - Nawet w święta? - dziwili się Piotrek i Filip.
Tylko nie za kratki

Z prawej dyżurny Grzegorz Szamocki.
Ośmioletni Piotr Dyląg i jedenastoletni Filip Sekulski chodzą do "trójki". Obaj poruszają się na wózkach. W tym roku nie prosili o drogie prezenty. Marzyli o jednym: żeby obejrzeć od środka komendę policji.
Dyrektor szkoły Karol Kołyszko chwycił za słuchawkę. - Powiedział, że chłopcy chcieliby zobaczyć miejsce, gdzie pracują funkcjonariusze i gdzie zamyka się przestępców. Chętnie się zgodziliśmy - mówi Renata Konopelska, oficer prasowy chojnickiej policji.
Jak się okazało, pomieszczenie dla osób zatrzymanych spodobało się chłopakom najmniej. Zgodnie stwierdzili, że woleliby tu nie trafić. - Jest trochę mniej przytulne niż wasze pokoje i łóżeczka, co? - śmiała się Romanna Czułowska.
Proszki z walizki
Piotr i Filip mogli też obejrzeć policyjne pistolety, pałki, a nawet długą broń, której zazwyczaj nie może dotykać nikt prócz policjantów, bo jest zamknięta w metalowej szafie.
Tomasz Kąkolewski, naczelnik prewencji, pokazał chłopakom ochraniacze i specjalne hełmy.
Piotr Paczkowski, technik policyjny, przyniósł tajemniczą walizkę. - To całe moje biuro - żartował i wyciągał pędzle, pędzelki, młotek, proszki do zdejmowania śladów i inne narzędzia, za pomocą których zabezpiecza ślady na miejscu przestępstwa. Udało się nawet zdjąć odciski palców ze szklanki, którą wcześnie trzymał w ręku groźny przestępca...
Policyjna dogoterapia
Chłopcy dostali prezenty od funkcjonariuszy.
Chłopcy dostali upominki od funkcjonariuszy i zapakowali się do policyjnego wozu. Czekała na nich jeszcze jedna niespodzianka: mogli obejrzeć miejsce, gdzie stoją służbowe auta i pogłaskać wyszkolonego psa. - Taka policyjna dogoterapia! - śmiał się Piotrek.
Czy chłopcom podobało się na komendzie? Zdania były podzielone, jako że pomieszczenie dla osób zatrzymanych nie zrobiło dobrego wrażenia. Na pewno obaj są zawsze mile widziani przy Warszawskiej. - Dla takich dzieci się robi wszystko - mówi dyżurny Grzegorz Szamocki.