Ze względu na to, że opinia pierwszej biegłej (przeprowadziła sekcję) była negowana przez oskarżyciela posiłkowego, sąd powołał drugiego biegłego. Janusz Smoliński stwierdził, że urazy u zmarłego Walerego Cz., spowodowane pobiciem, mogły wymagać dłuższej hospitalizacji - powyżej siedmiu dni. Tymczasem Jolanta Wilmanowska uznała, że nie było takiej potrzeby. Na ostatniej konfrontacji podtrzymała swoją opinię. Mimo dodatkowych pytań sędziego popartych analizą zdjęć.
Stwierdziła, że nie ma wątpliwości, że pokrzywdzony nie był narażony na bezpośrednią utratę życia czy uszczerbku na zdrowiu. Sędzia Radosław Wyrwas dociekał, czy gdyby oskarżony Daniel S. uderzył pokrzywdzonego w głowę z taką samą siłą, to skutki byłyby poważniejsze. Biegła przyznała, że uderzając kijem, można było złamać nos, ale jednocześnie powtórzyła, że obojczyka nie.
Przeczytaj także: Ukrainiec stanął w obronie syna sąsiada... Zginął pobity przez Romów
To istotna kwestia, bo jak wiadomo Walery Cz. miał chore serce, a ciosy zadawano mu właśnie w klatkę piersiową. Po rozprawie na sądowym korytarzu Robert Wajlonis, komentując wykluczające się opinie, powiedział, że śmierć Walerego z 14 grudnia 2009 r. na os. Kolejarz można porównać do ...nadmuchanego balonika. - Pęknie, gdy naruszy się go szpikulcem - mówił. - Co istotne, wcześniej świadkowie zeznali, że gdy chcieli ratować Walerego, byli odganiani - mówił. - To mówi o tym, jakie były zamiary oskarżonego.
Sąd poprosił o ekspertyzę specjalistę z dziedziny mechanoskopii. Ma wziąć pod lupę kije i odpowiedzieć, czy mogły się złamać. Obrońca Daniela S. zakwestionował kije jako narzędzia z bójki. Powód? W dokumentacji brakuje protokołu zabezpieczenia kijów. Kolejna rozprawa 16 grudnia.
**
Wiadomości z Chojnic i okolic**
Czytaj e-wydanie »