Dostała dwa mandaty za rozwieszanie plakatów, na co trzeba mieć zgodę. Twierdzi, że pozwolenie miała, tyle, że pisma były złożone w Zakładzie Energetycznym. Poza tym strażnicy przyczepili się do tego, że tabor wjechał - bez zezwolenia - drogą, na której jest zakaz poruszania się pojazdami ponad 3,5 t.
- Zażądali od nas pozwolenia, a jak pojechaliśmy do Zarządu Dróg, to nas tam wyśmiali - opowiada właścicielka lunaparku. - Byliśmy też w starostwie, gdzie też nie wiedzieli za bardzo co z nami zrobić. Czy Straż Miejska nie może zachowywać się bardziej po ludzku - najpierw pouczyć, potem karać?
Tadeusz Rudnik, komendant Straży Miejskiej odpiera zarzuty. Jego zdaniem, nikt właścicieli wesołego miasteczka nie nękał ani nie traktował złośliwie.
- Oni tu przyjeżdżają od kilkunastu lat - mówi. - Wiedzą, jakie są procedury. Kłopoty z plakatowaniem były już kilka razy, mimo wcześniejszych pouczeń. Czy co roku mamy grozić palcem?
Komendant dodaje, że jest też normalną rzeczą, że trzeba mieć zezwolenie na wjazd na teren, gdzie obowiązuje taka, a nie inna organizacja ruchu. - To dla nas podstawa do domagania się odszkodowania, gdyby nastąpiły jakieś szkody - podkreśla.