Renata Wojciechowska miała niewiele ponad 40 lat, gdy w 2006 roku w Wielkopolskim Centrum Onkologii usunięto jej niewielkie znamię na prawym udzie. Po przebadaniu pobranego wycinka stwierdzono, że to niegroźna zmiana barwnikowa. Wynik uspokoił panią Renatę. Do czasu. Po ośmiu latach kobieta wyczuła w prawej pachwinie guza. Ponownie trafiła do szpitala, gdzie przeszła szereg badań diagnostycznych m. in. przewodu pokarmowego. W marcu 2014 roku doszło do usunięcia węzłów chłonnych w prawej pachwinie. Badanie histopatologiczne wykazało „węzły chłonne z przerzutami czerniaka”.
Czytaj też:
Lekarze 2 lata nie widzieli przerzutów czerniaka
- Mama przeszła mnóstwo badań, w tym PET/CT, które miały na celu znalezienie ogniska choroby nowotworowej - mówi Daria Wojciechowska, córka pacjentki. - Okazało się, że pierwotne ognisko mogło zostać wcześniej usunięte chirurgicznie.
Wtedy kobieta poprosiła o ponowne przebadanie pobranego w 2006 roku materiału. Niedługo po tym okazało się, że guz węzłów chłonnych nie był jedynym przerzutem czerniaka. Zmiany pojawiły się także na innych narządach, między innymi na płucach. Kobieta rozpoczęła leczenie farmakologiczne.
- Kiedy mama poszła do laboratorium dowiedzieć się, jaki jest wynik ponownego badania próbki, najpierw usłyszała, że wszystko jest w porządku - wspomina córka pacjentki. - Była tam dwukrotnie, prosiła o wynik na piśmie, ale powiedziano jej, że nie jest to możliwe, ponieważ potrzebny jest jakiś podpis. Zapewniono ją jednak, że próbka była przebadana prawidłowo i że nowe badanie nie wykazało czerniaka.
Kobieta skupiła się więc na leczeniu. Brała udział w badaniu klinicznym, ale pojawiły się przerzuty i została z programu wyeliminowana. - Później okazało się, że mama była w grupie, która przyjmowała placebo - mówi Daria Wojciechowska. Wtedy zaczęła stosować lek Zelboraf, który działał przez 10 miesięcy. Kolejnym ratunkiem była terapia lekiem, który nie był dostępny w Poznaniu. Pani Renata miała zostać przyjęta do Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii. Wtedy z poznańskiego szpitala otrzymała dokumentację, którą miała przekazać szczecińskim lekarzom. - Przeglądaliśmy te dokumenty i wtedy dopiero przeczytaliśmy, że w 2014 roku przy ponownym badaniu próbki znamienia z uda wykryto komórki nowotworowe czerniaka złośliwego.
W grudniu 2015 roku Renata Wojciechowska złożyła pozew przeciw szpitalowi. - Moja klientka po tym, jak w 2006 roku usunięto jej znamię, usłyszała, że to nie było nic poważnego. Nie skierowano jej na dalsze leczenie, a w badanym wycinku nie stwierdzono żadnych zmian nowotworowych. Po latach okazało się, że to badanie było błędne - mówi adwokat Sławomir Szczęsny, który przed sądem reprezentuje córkę pani Renaty. - Fakty są takie, że w WCO doszło do błędu, który opóźnił prawidłowe leczenie, czego konsekwencją było rozwinięcie się choroby nowotworowej.
Pierwszy termin rozprawy wyznaczono w lutym 2016 roku. - Mama już wtedy bardzo źle się czuła, miała przerzuty do mózgu, objawy neurologiczne nie pozwoliły jej na wzięcie udziału w rozprawie - mówi córka pacjentki.
Renata Wojciechowska zmarła 14 kwietnia 2016 roku. Jej sprawę przejęła córka, która domaga się od szpitala 500 tys. zł zadośćuczynienia.