Kiedyś: Szpital kojarzył mi się z miejscem, w którym najłatwiej o pomoc w razie potrzeby - mówi Aleksandra Nasierowska-Voss. - Córka pani Vosssiedemnastoletnia Aneta, trafiła na oddział otolaryngologii Szpitala Dziecięcego w Toruniu 27 czerwca. Zabieg nie był poważny - rutynowe usunięcie migdałków. Ale w czwartej dobie po zabiegu dziecko zaczęło krwawić. Takie problemy zdarzają się nieczęsto i bywają niebezpieczne w skutkach.
Noc bez specjalisty
- Gdy dowiedziałam się, co się dzieje, natychmiast wsiadłam w samochód i popędziłam do szpitala - relacjonuje matka Anety. - Na miejscu zastałam zakrwawione dziecko, dwie bezradne pielęgniarki i dwie młode lekarki z innych oddziałów. Panie miały dobre chęci, ale jedyne, co mogły zrobić, to zmywać krew z ust córki. Na całym oddziale nie było ani jednego laryngologa, nikogo, kto potrafiłby zatamować krwawienie.
Zrozpaczona matka Anety znalazła numer do ordynatora oddziału, dr Ilony Czajkowskiej: - Niech pani ratuje moje dziecko!
Czajkowska natychmiast pojechała na oddział. Zatamowała krwawienie.
- Byłam kompletnie zagubiona i załamana. Gdyby nie pani ordynator doszłoby do tragedii - Aleksandra Nasierowska-Voss do dziś nie może się otrząsnąć po zdarzeniach sprzed dwóch tygodni. - Spędziłam przy łóżku córki wieczór i noc. To jakiś niewiarogodny koszmar, że na oddziale otolaryngologii nie ma w nocy żadnego lekarza specjalisty!
Doktor Czajkowska przyznaje, że lekarze innych dziedzin mieliby trudności w założeniu specjalnego opatrunku na pozabiegową bliznę. I bezradnie rozkłada ręce: - Wiele razy ostrzegałam, że takie sytuacje mogą się zdarzyć, jeśli dyrekcja będzie oszczędzać na dyżurach.
Działania bardzo ryzykowne
Pani ordynator napisała pismo do dyrektor szpitala Hanny Streich: "Biorąc pod uwagę, że laryngologia to dziedzina zabiegowa, należy liczyć się z tym, że różne powikłania będą się czasami zdarzać i nie można opierać zabezpieczenia oddziału tylko na opiece pielęgniarskiej, a w razie konieczności interwencji ze strony lekarza na chaotycznym poszukiwaniu kogokolwiek. (...) Postrzegam te poczynania jako stwarzające potencjalne zagrożenie życia i zdrowia pacjentów, a poza tym, jako nieuczciwe i gnębiące w stosunku do lekarzy oddziału, których próbuje się przymuszać do działań ryzykownych, pracy w warunkach chaosu i niejasnego podziału kompetencji".
- Nie wezmę na siebie odpowiedzialności za brak opieki nad dziećmi po operacji - zastrzega Ilona Czajkowska. - Brak dyżurów oznacza w praktyce koniec z poważniejszymi zabiegami na oddziale. Już w ubiegłym roku zmuszano nas do takich praktyk: jeden z dwóch lekarzy, którzy są zatrudnieni na oddziale, musiał być stale pod telefonem. Ale przecież nie da się normalnie pracować i żyć, jeśli człowiek ma w głowie, że w każdej chwili będzie musiał pędzić do szpitala.
Specjaliści do specjalistycznego
- Gdy nie ma pieniędzy na podstawowe leki, w jaki sposób wygospodarować na dyżury? - dyrektor Streich uderza w dramatyczne tony. - W piątek pozostało nam na zakup leków dla całego szpitala zaledwie 1800 złotych. Nie wiem, czy w przyszłym miesiącu będę miała z czego wypłacić pracownikom pensje. Na obsługę 7-milionowego zadłużenia pozostaje nam każdego miesiąca zaledwie pół miliona. Firmy odmawiają dalszego kredytowania. Chyba, że zastawimy sprzęt medyczny. Taki kontrakt został wynegocjowany w zeszłym roku. Nie ma pieniędzy, więc nie ma dyżurów. Okroiliśmy wszystko, co się dało również na innych oddziałach. A pan myśli, że ja się z tym dobrze czuję? Lekarze strajkują o podwyżki, a ja zabieram im to, co mają?
Coś trzeba z tym zrobić
Doktor Adam Piziewicz, konsultant wojewódzki w dziedzinie laryngologii dziecięcej, na swoim oddziale w bydgoskim Szpitalu im. Biziela odnotowuje w ostatnich tygodniach gwałtowny przyrost zgłoszeń z Torunia. - Coś trzeba będzie z tym zrobić. Pani doktor Czajkowska ma całkowitą rację odmawiając wykonywania zabiegów bez zabezpieczenia w postaci dyżurów wieczornych. Krwawienia pozabiegowe nie są częste, ale jednak się zdarzają. Systemu, w którym lekarz jest "pod telefonem", który kiedyś się stosowało, nie sposób utrzymać. Zresztą jest to pomysł dość ryzykowny, wystarczy przypomnieć zgony i powikłania, które są konsekwencją takiej "opieki". Szpital "specjalistyczny" musi zapewniać choremu opiekę specjalisty.
Według doktora Piziewicza praca na oddziale bez dyżurów mija się z celem: - Jeśli wykluczymy zabiegi, w praktyce jedyną funkcją, jaką będzie mógł sprawować oddział będą obserwacje. A co z dziećmi, które wymagają zabiegu? Rodzice będą zmuszeni szukać pomocy w Bydgoszczy. Teoretycznie Toruń jest dla nas konkurencją, ale realia są takie, że my rejestrujemy właśnie kandydatów na zabiegi na kwiecień przyszłego roku! Oddział w Toruniu bezwzględnie jest potrzebny.
Proszę zabrać dziecko
Hannie Streich wychodzi z matematycznych słupków inne rozwiązanie: - Sama byłam ordynatorem i wiem, co to znaczy być pod telefonem. Jeśli laryngologia nie będzie wykonywała zabiegów, trzeba będzie ją zlikwidować, bo i tak przynosi szpitalowi straty. Jest wiele miast, które nie mają oddziału laryngologicznego i jakoś sobie radzą.
Aleksandra Nasierowska-Voss opisała wszystkie wydarzenia związane leczeniem jej córki w piśmie do pani dyrektor: - Ja nie jestem ekonomistą i nie chcę słuchać opowieści o problemach finansowych szpitala. Skoro przyjęto moje dziecko na oddział, chcę wiedzieć, czy będzie tu bezpieczne. Nie padło nawet słowo "przepraszam"! Pani dyrektor stwierdziła, że jeśli mam obawy co do bezpieczeństwa mojej córki, mogę ją zabrać do innego szpitala. Który szpital przyjmie dziecko po zabiegu? Gdzie odpowiedzialność? Gdzie troska?
Dyrektor Streich patrzy na to inaczej: - Wszyscy trzymają stronę pacjentów, a tych nie obchodzą racjonalne argumenty. Jeśli ktoś chce zgłosić wątpliwości, mogę ich wysłuchać. Ale jeśli żąda informacji o dyżurach lekarskich, to nie zgodzę się, żeby ktoś mi mówił jak zarządzać szpitalem.
PS. Po rozmowie z "Pomorską" dyrektor Streich zaproponowała laryngologom częściowy powrót do wieczornych dyżurów i postanowiła znaleźć na to pieniądze.