- "Od twarogu z Chojnic jeszcze nikt nie umarł" - za to hasło zdobyliście Chamleta 2010, nagrodę dla najgorszej reklamy.
- Można polemizować, czy to była najgorsza reklama, ale nagrodę dostała.
- Zresztą hasło było pańskiego autorstwa. Tak jak i wiele innych z kampanii reklamowej, dzięki której wzrosła sprzedaż waszych produktów.
- Nie tyle wzrosła, co przestała spadać.
Liczba marketów wyrastających w Chojnicach jak grzyby po deszczu doprowadziła do tego, że w lokalnych sklepach i hurtowniach sprzedaż naszych produktów spadała. A właśnie do takich punktów głównie dostarczamy towar. Nasze produkty są dostępne w nielicznych lokalnych marketach.
- W latach 80. eksportowaliście ser feta do Iranu i Libanu. A dziś działacie tylko na lokalnym rynku?
- Absolutnie nie! 90 procent naszej produkcji to sery - głównie ser salami - które można kupić w całym kraju. Eksportujemy je także na Słowację.
- Przedsiębiorcy często narzekają na przepisy. Co najbardziej utrudnia wam prowadzenie interesów?
- W ubiegłym roku mieliśmy około 60 kontroli. W poprzednich latach było ich jeszcze więcej. Mam specjalny pokój dla kontrolerów. Czasami zdarza się, że jednocześnie sprawdzają nas przedstawiciele dwóch różnych instytucji. Mimo, że teoretycznie nie powinno tak być.
Bywają kontrole, które choć są potrzebne, to ich zakres jest dla mnie absurdalny. Przykładowo: uczestniczymy w programie "Mleko w szkole". W związku z tym mieliśmy kontrolę, podczas której sprawdzano między innymi nasz statut i strukturę własnościową. Co to ma wspólnego z mlekiem w szkole? Nie mam pojęcia.
Pełna wersja rozmowy w poniedziałkowym dodatku do Gazety Pomorskiej - "Nowoczesna Wieś".