Martyna Adamczyk ma 22 lata. Do 2007 roku mieszkała razem z rodzicami i dwójką rodzeństwa w bloku znajdującym się w zasobach Radomskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
- Rodzice mieli kłopoty finansowe, zdarzało się nawet, że w mieszkaniu wyłączano nam prąd. Potem jednak regulowali długi i prąd znowu był - wspomina.
O tym, że za mieszkanie rodzice nie płacili również czynszu dowiedziała się przed tygodniem, wraz z wizytą u niej komornika. Dostała od niego sądowy wyrok z klauzulą wykonalności. Opiewał on na kwotę ponad 22 tysięcy złotych. Jak się okazało, była to należność wraz z odsetkami za czynszowy dług jej rodziców z lat 2004 - 2005.
To był pierwszy cios, ale nie ostatni, bowiem składając wizytę w sądzie Martyna Adamczyk dowiedziała się, że jest i drugi wyrok, za późniejszy okres.
- W sumie obciążono mnie kwotą 28 tysięcy złotych - opowiada - Tymczasem już w 2007 roku wyjechałam z Radomia do Irlandii, tam pracowałam i nic nie wiedziałem, że toczą się takie sprawy. Z rodzicami nie utrzymywałam od 2007 roku kontaktu., ale nie mogłam się od nich wymeldować, bo nie miałam dokąd. Zrobiłam to dopiero przed rokiem, gdy wróciłam z Irlandii i kupiłam wraz z moim chłopakiem mieszkanie za zarobione tam oraz pochodzące z kredytu pieniądze. Co więcej zasądzono mi również należność za 11 miesięcy 2004 roku, kiedy nie miałam jeszcze 18 lat.
Martyna Adamczyk poprosiła o pomoc Ośrodek Interwencji Kryzysowej w Radomiu i skorzystała z porady zatrudnionego w nim prawnika. Złożyła już odwołanie od decyzji komornika, skontaktowała się również z Radomską Spółdzielnią Mieszkaniową.
- Prosiłam, żeby dług rozłożono solidarnie na wszystkich członków rodziny. Usłyszałam, że nie mam co na to liczyć, bo tylko ode mnie można ściągnąć pieniądze - twierdzi.
Teraz grozi jej zajmowanie przez komornika części poborów a to z kolei oznaczałoby kłopoty ze spłatą kredytu mieszkaniowego.
Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu całą rzecz nazywa kuriozalną.
- Tej pani z automatu wystawiono rachunek za dzieciństwo, nie analizując szczegółów i nie pytając się jej o zdanie. Popełniono przy tym merytoryczne błędy, ale sprawa ma też inny aspekt - ludzki i moralny. Spółdzielnia starając się odzyskać dług krzywdzi osoby, które w najmniejszym stopniu nie były za niego odpowiedzialne.
Marek Pyciarz, prezes spółdzielni o sprawie dowiedział się od nas. Obiecał, że zajmie się nią i przeanalizuje dokumenty.
- Będziemy starać się rozwiązać ten problem - stwierdził. Przyznał też, że do spółdzielni zgłasza się znacznie więcej dzieci, które muszą spłacać dług rodziców.
Źródło:
Echo dnia:Braki słów! 30 tysięcy złotych długu rodziców spłaca...dziecko
Czytaj e-wydanie »