Nasz prezydent dodał, że zmieniliśmy Polskę i kawałek świata - razem z Janem Pawłem II. Duma. Radość. W Warszawie dwa tuziny prezydentów i premierów. Światowe agencje piszą o święcie naszego cudu. Wprawdzie bardziej ze względu na Baracka Obamę, ale miło usłyszeć tyle pochwał.
Nie mogę się jednak powstrzymać od dolania łyżki dziegciu do tej beki miodu . Obchody 25-lecia wolnej Polski za bardzo przypominają mi reklamówkę rządu "Hey Jude" o polskich 10 latach świet(l)nych w Unii Europejskiej. Kosztowała prawie milion zł, a emisja w telewizji - sześć. Z reklamówki biła erupcja radości, fajerwerki sukcesów i szczęścia powszechnego. To wszystko prawda, żyjemy lepiej i dłużej, mamy internet i plazmy. Ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że takie fetowanie przez polityków, którzy swą walkę o godność człowieka zaczynali 25 lat temu, trąci hipokryzją. Zabrakło mi choćby zapowiedzi pomocy tym, którym nie z własnej winy się nie powiodło. 25 lat wolnej Polski to nie tylko pasmo sukcesów, jak wczoraj przekonywali mnie wszyscy. Także wiele porażek.
To banalne pisać znów o bezrobociu, masowej emigracji, rozwarstwieniu społecznym. Wiem, że bezrobotny 50-latek nie pasuje do okolicznościowych reklamówek, podobnie jak dziadkowie pomagający dzieciom i wnukom z tysiączłotowej emerytury. Miałem więc wrażenie, że politycy dawnej opozycji zrobili to święto dla siebie, coś w rodzaju "zdrowie wasze w gardła nasze".
Według GUS sprzed paru dni liczba osób zagrożonych s k r a j n y m ubóstwem w naszym regionie wzrosła w trzy lata z 7,4 proc. do niemal 10! Na osobę w takich rodzinach przypada mniej niż 500 zł. Politykom nie wypadało o tym mówić, lecz to nie znaczy, że skrajnej biedy nie ma w kraju solidarności i wolności.
Czytaj e-wydanie »