Dziennikarz zapytał, dlaczego szkoły są zamknięte w czasie lockdownu, skoro pracownicy oświaty są w znaczniej większości zaszczepieni. - Mówimy o 1,2 mln dzieci, a do tego trzeba dodać przemieszczających się rodziców i opiekunów, przewoźników oraz przedsiębiorców, którzy dostarczają posiłki. To codziennie kilka milionów osób w ruchu. Kiedy się wyłączy ten ruch na trzy tygodnie z uwzględnieniem, po drodze, przerwy świątecznej, to powinniśmy zauważyć radykalną zmianę w statystykach zakażeń - odpowiedział minister.
Zdaniem Czarnka, to nie w szkołach dochodzi do zakażeń (np. pomiędzy dziećmi), ale pomiędzy dorosłymi, którzy nie są pracownikami oświaty. - W szkołach jest bezpiecznie. Nie ma tam szczególnie wiele ognisk zakaźnych i wysokiej transmisji wirusa. Statystyki pokazują, że problem pojawia się w niewielkiej liczbie placówek. Od 18 stycznia br. ponad 90 proc. szkół w całym kraju (od 99 do około 95 proc. z nich) pracowało w trybie stacjonarnym z uwzględnieniem zasad reżimu sanitarnego - stwierdził w rozmowie z Onetem.
Jednocześnie minister nie był w stanie wytłumaczyć, czym różnią się przedszkola, które nadal są otwarte, od placówek szkolnych. - Jeśli to, co zrobimy od poniedziałku, nie wystarczy, to będzie konieczność zamknięcia także przedszkoli. Ale to jest ostateczność, do której mam nadzieję nie dojdzie - powiedział.
Źródło: Onet.pl
