Czerwone Berety niszczą śmigłowce i czołgi

Jest jedną z czterech szkół podoficerskich, i jedyną w regionie, kształcących głównie na potrzeby polskich wojsk lądowych.

- Większość naszej kadry to absolwenci amerykańskich szkół podoficerskich. Przed pięciu latu przejęliśmy bowiem model szkolenia podoficera oparty na praktykowanym w Stanach Zjednoczonych - mówi starszy chorąży Zbigniew Płaczkiewicz, rzecznik szkoły.

12 godzin dziennie

Szkoła podoficerska w Toruniu kształci przyszłych dowódców dla dwóch korpusów osobowych: logistyki oraz wojsk rakietowych i artylerii.
- Szkolenie trwa 11 miesięcy i jest bardzo intensywne, czasami to 12 godzin dziennie - wyjaśnia rzecznik.

Reklamą szkoły mogą być jej absolwenci, którzy trafiają do jednostek na terenie całego kraju, np. do elitarnych jednostek powietrzno-desantowych, tzw. Czerwonych Beretów.

- Nasi absolwenci kończący kierunki przeciwpancerne zajmują się niszczeniem czołgów, transporterów opancerzonych i śmigłowców. Są wśród nich również kobiety, co jest charakterystyczne dla naszej szkoły - tłumaczy rzecznik.
W tej chwili, na rok szkolny 2009/2010, placówka nie prowadzi naboru.

Etat w kieszeni

- W polskich siłach zbrojnych trwa teraz "drobne przemeblowanie", więc nie chcemy przyjmować nowych kursantów, ponieważ później mogłoby się okazać, że nie mamy dla nich zatrudnienia. Musimy pamiętać, że ukończenie szkoły podoficerskiej automatycznie wiąże się znalezieniem pracy - twierdzi rzecznik.

Komendantem szkoły od samego początku jest starszy chorąży sztabowy Bartłomiej Augustyniak, absolwent Szkoły Chorążych Wojsk Rakietowych i Artylerii w Toruniu, Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy oraz Akademii Podoficerskiej 7 Armii Stanów Zjednoczonych w Grafenwoehr (RFN).