W drugim dniu rozstrzygnięć wioślarskich MŚ seniorów w 6 finałach nie było polskiej osady. Ta, która była do tego typowana: czwórka bez sternika w. lekkiej, dzień wcześniej w półfinale zajęła 4. lokatę. Pozostała jej walka o miejsca 7-12. Nie był to jednak bieg o "pietruszkę". Pierwszych pięć osad kwalifikowało się do igrzysk w Londynie.
Wyciągnęli wnioski
Podopieczni bydgoskiego szkoleniowca Mariana Drażdżewskiego: Łukasz Pawłowski (AZS UMK Energa Toruń), Łukasz Siemion i Miłosz Bernatajtys (obaj LOTTO Bydgostia WSG Bank Pocztowy) oraz wrocławianin Paweł Rańda, zdołali się pozbierać i pewnie zwyciężyli przed Czechami i Niemcami. Nic dziwnego, że ich humory znacznie się poprawiły.
- Nie popełniliśmy tego samego błędu, co dzień wcześniej. Nie pozwoliliśmy rywalom zbyt daleko odpłynąć i zgodnie z założoną taktyką, mocnym finiszem odrobiliśmy straty - relacjonował torunianin Łukasz Pawłowski.
- Wiemy, że oczekiwania były większe, lecz w naszej konkurencji stawka jest wyrównana. Sześć osad wpada na metę w przedziale sekundy. O tym czy wygramy, czy zajmiemy ostatnie miejsce decyduje dyspozycja dnia - podkreślali pozostali członkowie czwórki. - Nasz główny cel się nie zmienił. Jest nim drugi medal olimpijski.
- W Atenach czwórka podwójna przegrała brąz igrzysk o siedem setnych sekundy, a później przyszła ich era. Może to dobry dla nas omen - zauważył Pawłowski.
- Przed Pekinem, gdzie sięgnęliśmy po srebrny medal olimpijski, w MŚ w Monachium zajęliśmy ósme miejsce. Teraz uplasowaliśmy się oczko wyżej, a więc- zakończył Bernatajtys.
Bardzo zdenerwowany po biegu był trener Drażdżewski. - Kamień spadł mi z serca, bo czwórka pokazała, że była do głównej imprezy dobrze przygotowana, choć kłopotów zdrowotnych nie brakowało. Półfinał to był wypadek przy pracy.
Podium niewykluczone
Odbyły się też półfinały z udziałem żeńskiej dwójki podwójnej (Magdalena Fularczyk z LOTTO Bydgostii i Julia Michalska) oraz męskiej czwórki podwójnej (Wasielewski, Kolbowicz, Jeliński, Licznerski). Obie osady zajęły 3. miejsca i zapewniły kwalifikację olimpijską. Czy w sobotę dołożą do tego jeszcze medale?
- Cieszy awans, zwłaszcza że trzy tygodnie temu nasz start w mistrzostwach stał pod wielkim znakiem zapytania. Miałam ból więzadeł krzyżowo-biodrowo-miedniczych. Pomogła terapia manualna - kłucie igłami - tłumaczy Michalska.
- O naszej pozycji na mecie zadecydował start. Złapałam "raka" i później zrobiło się nerwowo - zdradza Fularczyk.
- Na szczęście w drugiej połowie dystansu wszystko poszło po naszej myśli, choć nie było już szans na wyprzedzenie Australijek i Ukrainek. W finale od startu "pójdziemy na całość". Mam nadzieję, że sił starczy nam aż do 2001. metra.
Nie bez szans na medal jest czwórka "Dominatorów", która bez swojego etatowego szlakowego Adama Korola nieznacznie uległa w półfinale Chorwatom i Rosjanom. Te trzy osady oraz Niemcy to główni kandydaci do podium.
Wczoraj w konkurencji nieolimpijskiej płynęła też skiffistka wagi lekkiej Agnieszka Renc, zajmując pierwsze miejsce w finale B.
Czytaj e-wydanie »