Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy dbanie o zdrowie może być obsesją? TAK!

Karina Obara
Karina Obara
dr Michał Wróblewski
dr Michał Wróblewski Justyna Wróblewska
Nasza kultura docenia bardziej postawy związane z pracą, wydajnością i samorealizacją. Ta kultura nas uwiodła, jest uważana za nowoczesną i pożądaną. Jesteśmy nastawieni coraz bardziej na siebie.

Rozmowa z dr. Michałem Wróblewskim, socjologiem i filozofem z UMK o tym, jak łatwo można wpaść w pułapkę nadmiernej troski o swoje zdrowie i do czego to prowadzi.

- Czy dbanie o zdrowie może być obsesją?

- Tak. Może stać się przedmiotem obsesyjnego zainteresowania, przesadnego dbania, nadmiernego wykorzystywania różnych narzędzi, aby zdrowiem zarządzać. Wszystko zależy od tego, ile mamy pieniędzy, bo przecież dbanie o zdrowie kosztuje. I to dużo. Jeszcze do początku XX wieku np. bycie zdrowym oznaczało brak choroby. Zdrowie w drugiej połowie XX w. zaczęło być inaczej definiowane. Dziś, zgodnie z definicją Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), jest dobrostanem fizycznym i psychicznym, dbaniem o swoje dobre samopoczucie, byciem niezestresowanym.

- "Niezestresowany" teraz brzmi niewiarygodnie.

- Trudno powiedzieć, czy ludzie kiedyś stresowali się mniej, ponieważ stres to dużej mierze kategoria współczesna. Kiedyś nie było telewizji, ogólnodostępnej polityki, inaczej wyglądała prasa i ludzie nie zastanawiali się nad wieloma rzeczami, które teraz są dla nich ważne. Żeby jednak uważać stres za czynnik, który wywołuje choroby, ktoś musi nam o tym powiedzieć. Kto? Między innymi media. Sami z siebie tego nie wiemy.

- Chce pan powiedzieć, że stres został wypromowany przez media?

- Trochę tak, choć oczywiście nie chcę zaprzeczać temu, że się stresujemy. Chodzi mi raczej o to, że możemy błędnie myśleć, że jeśli zredukujemy poziom stresu do zera, to będziemy zdrowsi. Kilkadziesiąt lat temu nikt nie traktował stresu w kategoriach zdrowia. Zdrowie jest dla nas coraz ważniejsze. Obecnie jest dla Polaków drugą najcenniejszą wartością (po rodzinie). Chcemy być zdrowi, a to wymaga poświęceń.

- Na przykład bycia na permanentnej diecie?

- Też, bo bycie zdrowym zaczęło być kojarzone ze zdrowym ciałem, ale w specyficzny sposób. Kiedyś ktoś gruby był postrzegany jako zdrowy. Obfita kobieta miała rodzić więcej zdrowych dzieci, a tłusty mężczyzna był gwarancją wyższego statusu i żywotności. Kiedyś królowie byli otyli, teraz prezydenci i premierzy raczej są fit. Współcześnie patrząc na ciało, wygląd określamy charakter człowieka.

***
Zobacz też: dietetyk z Europejskiego Instytutu Żywienia Udo Pollmer: Lepiej dzieciom podawać frytki niż ziemniaki w mundurkach
(lektor)

- To znaczy?

- Obraz ciała i ubioru świadczyć może o klasie, z jakiej się pochodzi. Bycie zdrowym to posiadanie umiejętności do samokontroli, co przypisuje się klasie średniej. Gdy zdrowo jemy, nie trujemy się używkami, chodzimy na spacery, pokazujemy, że pracujemy nad sobą, a to wartość ceniona w naszym społeczeństwie. W ten sposób wyróżniamy się i możemy się czuć lepsi od innych.

- To trochę brzmi jak "człowiek projekt".

- Dokładnie. Brytyjski socjolog Anthony Giddens uważa, że ludzie współcześni postrzegają własną tożsamość jako projekt pod hasłem: "bądź, kim chcesz być". Cielesność związana ze zdrowiem stała się elementem naszej tożsamości. Mamy diety, gadżety i programy, więc możemy do tego podejść jak do projektu. Możemy rozpisać plan i cele, i traktować siebie jak firmę.

- A gdy nam zabiorą gadżety?

- Mamy coraz większą tendencję do tego, aby kontrolować jak najwięcej rzeczy związanych z codziennym życiem. Gadżety, które mierzą nasz oddech, ciśnienie, tętno, liczbę kilometrów, które przebiegliśmy, służą takiej kontroli. Moim zdaniem wynika to z myślenia typu: świat jest skomplikowany, politycy toczą wojny, ale jest jakaś dziedzina w moim życiu, którą mogę kontrolować. Zdrowie jest właśnie taką dziedziną. Gdyby zabrać gadżety ludziom, którzy zdążyli się od nich uzależnić, mogliby się poczuć zagubieni, straciliby poczucie bezpieczeństwa.

- Gdzie jest granica, za którą zaczyna się uzależnienie i obsesja?

- Gdy zaczynamy robić coś nie ze względów pragmatycznych (bo np. mamy za wysoki poziom cukru we krwi), ale gdy to, co robimy jest już celem samym w sobie. Gdy zaczynamy działać kompulsywnie, przymusowo. Są tacy, którzy chwalą się wynikami i parametrami zdrowotnymi w internecie, aby rywalizować z innymi.

- To wygląda mi na narcyzm.

- Tak, bo pokazuje nadmierne skupienie na sobie. Narcyzm wynika z postępującej indywidualizacji, wiąże się z nim ideologia zdrowia. Oba te zjawiska na siebie zachodzą pokazując nowe sytuacje, jakie wytwarzamy w kulturze. Czy wie Pani, ze przez ostatnie czterdzieści lat trzykrotnie wzrosła liczba zaburzeń psychicznych?

- Z czego to wynika?

- Lekarz powiedziałby, że współcześnie widzimy o wiele więcej, niż spostrzegaliśmy wcześniej. Istniały zaburzenia, ale nikt nie zwracał na nie uwagi. Socjologowie natomiast wskazują, że medycyna ma tendencję do traktowania różnych zachowań jako problemów ze zdrowiem, chociaż wcześniej uważane były za normę. Do tego dochodzą jeszcze koncerny farmaceutyczne, które zamiast leków, promują choroby.

- Może lepiej nie wiedzieć, że ma się jakieś zaburzenie?

- Według socjologów powiedzenie komuś, że jest chory, zmienia jego ramy postrzegania, pacjent zaczyna siebie inaczej traktować. Mówi się np., że depresja jest epidemią XX i XXI w., ale jeśli spojrzeć na kryteria diagnostyczne, które dostępne są w internecie, to wystarczy zły dzień, jakiś smutek, który trwa parę godzin, aby już zacząć zastanawiać się, czy to nie depresja.

- Może dlatego, że coraz trudniej nam zaakceptować, że możemy być w innym stanie niż wesołość?

- Reklama kreuje świat sztucznej wesołości, a to później może powodować presję społeczną: dlaczego się nie uśmiechasz? Często te stany, które uważamy za zaburzenia psychiczne: smutek, wstyd czy strach przed kontaktem z innym są związane z naszą ludzką kondycją. Nie zawsze jesteśmy weseli, nie zawsze chce nam się rozmawiać, nie trzeba nas na siłę uszczęśliwiać. Normalny człowiek może mieć różne stany i to nie musi być zwiastun choroby.

- Dlaczego zaczęliśmy masowo się konsultować z dr. Google?

- Ludzie, którzy szukają informacji w internecie wiedzą, że ją znajdą. Przypadkiem trafiają na artykuły dotyczące np. depresji, które zachęcają: zobacz, czy coś z tobą jest nie tak, a jeśli, to sprawdź, czy nie powinieneś czegoś z tym zrobić. No i jest poczta pantoflowa - ludzie nawzajem zaszczepiają sobie lęk przed chorobami. Prowadzę badania, w których rozmawiam o ADHD i nadpobudliwości. Psychiatrzy mówią, że mają duży problem z pacjentami, którzy przychodzą z gotową diagnozą i narzucają ją lekarzowi. Stwierdzenie zaburzenia psychicznego, to nie jest wypełnienie kilku rubryczek w kwestionariuszu, ale kilkukrotne spotkanie z profesjonalistą, który zasięga opinii u innych specjalistów. Dzięki rozwojowi genetyki możemy teraz z łatwością zbadać się pod kątem zagrożenia chorobami dziedzicznymi. Casus Angeliny Jolie, która zdecydowała się na obustronną mastektomię pokazuje, że celebryta może zaszczepić swoją postawę innym. Trzeba jednak pamiętać, że świadomość, że ktoś może zachorować na jakąś chorobę, nie oznacza, że na nią zachoruje.

- Ale może się przy okazji ulepszyć.

- I to na różne sposoby: fizycznie i psychicznie, zwiększyć wydolność ciała i mózgu. To jest związane z tym, jaką wykonujemy pracę. Jeśli w pracy mamy duży stres, sięgamy po pigułkę, która sprawia, że odczuwamy go mniej i pracujemy lepiej. W ten sposób możemy być bardziej wydajni w pracy, zarabiać więcej pieniędzy.

- Czyli zdrowie stało się towarem?

- Tak i podlega konsumpcji. Można to porównać do kupna nowego telefonu. Gdy pojawia się nowy model, chcemy go mieć. Natychmiast. Konsumpcja staje się irracjonalna. Nowy model telefonu nie sprawi, że będę lepiej rozmawiał przez telefon, ale i tak chcemy mieć więcej lepszych rzeczy. Ze zdrowiem jest podobnie. Granica, co możemy zrobić z ciałem, aby być lepszymi, ciągle się przesuwa i to może nie mieć końca.

- Dlaczego to robimy?

- Bo możemy. Bo patologicznie obieramy doskonałe zdrowie jako cel sam w sobie. Dla wielu oznacza to: chcę być wyjątkowy, podziwiany, ale wtedy trzeba sobie uświadomić, że zaczynamy konkurować i ścigać się: kto jest bardziej wyjątkowy, kto ma lepsze ciało lub jest bardziej skoncentrowany i stosuje lepszą dietę.

- Bez glutenu i laktozy, pichcąc pierogi z mąki kasztanowej? Tak robi żona piłkarza Roberta Lewandowskiego, która dba o kondycję męża.

- Na takie eksperymenty żywieniowe trzeba mieć dużo czasu i pieniędzy. Ustalanie diety, chodzenie po sklepach ze zdrową żywnością dotyczy nowo kształtującej się grupy ludzi, którzy jednocześnie uprawiają sport, mierzą parametry swojego ciała, dobierają znajomych pod kątem podobnych zainteresowań. A jeśli ktoś nie podziela naszej obsesji żywieniowej, możemy mieć poczucie, że nas nie rozumie. Nie zjemy z nim obiadu w ulubionej restauracji, bo liczy kalorie lub dobiera uważnie składniki. To może prowadzić do ograniczania kontaktów społecznych.

- I to najgorsze, co tracimy?

- To kwestia wartości. Angażujemy się w prozdrowotne czynności, ale kosztem innych dziedzin życia. Wracamy z pracy i zamiast zająć się dzieckiem wolimy iść na basen. Nie chodzi więc o to, że nie mamy czasu, ale zmieniły się nam priorytety.

- Wolimy obsesyjne dbanie o zdrowie niż zajęcie się osobą, którą kochamy?

- Bo nasza kultura docenia bardziej postawy związane z pracą, wydajnością i samorealizacją. Ta kultura nas uwiodła, jest uważana za nowoczesną i pożądaną. Jesteśmy nastawieni coraz bardziej na siebie.

- Gdzie jest pułapka w tej obsesji zdrowia i bycia "naj"?

- Jeśli będziemy zbyt mocno przywiązywali wagę do swojego wyglądu, to może skończyć się zaburzeniami psychicznymi. Nie tylko anoreksją czy bulimią, ale konsekwencjami, które wynikają z chęci bycia najlepszym, najszybszym i najlepiej poinformowanym. Pułapką bycia "naj" jest też rosnąca konkurencja, dziś ciągle ścigamy się z innymi ludźmi. Jeśli wciąż ze sobą konkurujemy, nie jesteśmy w stanie nawiązać współpracy. Społeczeństwa rozwijają się nie dlatego, że ludzie się ze sobą ścigają, ale dlatego, że potrafią ze sobą współpracować. Bycie "naj" oznacza, że inny nie jest "naj", czyli, że przegrywa. A stąd już krok do rozchorowania się z powodu poczucia winy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska