Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy kompletnie pijana dziewczyna była w stanie nurkować? Świadkowie to wykluczają

Jacek Deptua
Ostatnie zdjęcie Kingi Szerszun
Ostatnie zdjęcie Kingi Szerszun fot. archiwum
Znajomi, przyjaciele, rodzina, sąsiedzi, rodzice pacjentów, współpracownicy ze szpitala i z hospicjum... Wszyscy, którzy znali Kingę, mówią dziś o niej tylko tak: wyjątkowa dziewczyna.

Mało kto mówi, że "była". Ona przecież jest.

Mówią też: Kinga to żywioł, jakże ona kochała ludzi!

Rodzice podkreślają co drugie zdanie: to niepowtarzalny człowiek. Z każdym potrafiła pogadać, uśmiechnąć się, dać nadzieję. Wychowała nawet łobuzów pijących piwo pod blokiem na bydgoskich Kapuściskach. W końcu sami wnosili jej zakupy na czwarte piętro.

Po dyżurze w bydgoskim Szpitalu Miejskim wsiadała w samochód i objeżdżała "swoje" dzieci z hospicjum Syue Ryder. Choć sama była po wszczepieniu stawu biodrowego - nigdy nie uważała się za niepełnosprawną. - Proszę sobie wyobrazić, że mogła jechać na paraolimpiadę pływacką do Seulu - wspomina tata Kingi, Leszek Szerszun. "Ależ tato, mówiła, nie pojadę. Przecież ja jestem zdrowa, a to mistrzostwa dla niepełnosprawnych"...

- Boże - wzdycha z niepokojem Mirosława Szerszun, mama Kingi (od wypadku pod opieką psychologa). - Ona nigdy w życiu nie pozwoliłaby mi siedzieć w domu i łykać leki antydepresyjne. Oj, pogoniłaby mnie do pracy. Kiedy ktoś mówił, że źle się czuje, ona natychmiast protestowała: "Choroba? To zapraszam do mnie do szpitala, tam zobaczysz naprawdę chorych ludzi".

Walka o dobrą pamięć

Kingi wszędzie było pełno. Jeszcze dwa tygodnie przed śmiercią rzuciła pomysł, by goście nie kupowali kwiatów na wesele brata. - Przynoście zabawki dla moich dzieciaków z hospicjum.
Ale i tak - oprócz worka z zabawkami - była góra kwiatów. I jeszcze te ostatnie zdjęcia Kingi: stoi przed samochodem trzymając wielki wór prezentów dla swoich dzieciaków. Na ramieniu usadowiła białego misia, na pewno dla ulubienicy Dominiki...

- I jak tu nie walczyć o dobrą pamięć takiej dziewczyny? - pyta ojciec Kingi ukradkiem ocierając łzy. - O, proszę spojrzeć na jej pracę magisterską, szczególnie na wstęp: "Dedykuję moim najdroższym Rodzicom i Bratu z wdzięczności za wyjątkową jakość mojego życia oraz nieustające wsparcie"...

Pracę obroniła na toruńskim uniwersytecie, kiedy miała za sobą 28 lat tego wyjątkowego życia. Pięknego. Ale przed nią był jeszcze tylko rok.

Za Mirosławą i Leszkiem Szerszunem też jest rok. Rok walki o dobre imię córki. Na wszelkie sposoby starają się podważyć wersję szubińskiej prokuratury. Pokrótce można ją zinterpretować tak:

18 sierpnia 2008 roku pielęgniarka Kinga Szerszun kończy dyżur w Szpitalu Miejskim w Bydgoszczy (wieczorem musi jeszcze jechać do 5-letniego Jacka z porażeniem mózgowym, do Toporzysk pod Bydgoszczą). Gdzieś po drodze wypija sama pół litra wódki, może nawet trzy czwarte. Wsiada do swojego samochodu i jedzie na umówione spotkanie z instruktorem płetwonurkowania - bo nurkowanie jest od kilku lat jej wielką pasją. Jego samochodem jadą nad akwen w Piechcinie, który jest bazą szkoły płetwonurków. (Po tragedii instruktor powie prokuratorowi, że całkowicie wyklucza możliwość, że Kinga piła alkohol).

Na miejscu jest około dwudziestu osób. I nikt, dosłownie nikt, nie dostrzega jakichkolwiek oznak upojenia alkoholowego u dziewczyny. Wszyscy świadkowie są pewni, że Kinga była trzeźwa. Około godziny 16, nie słuchając instruktora, samotnie nurkuje w ponad 20-metrową głębię. I już nie wypływa.
Absurd?
Absurd.
Ciało wydobywają nurkowie dopiero następnego dnia.

Inna wersja prokuratury może być jeszcze taka:
Kinga nie pije alkoholu po dyżurze w szpitalu. Pełną butlę wódki wypija dopiero samotnie nad brzegiem piechcińskiego akwenu i - nie wykazując żadnych oznak upojenia alkoholowego - zakłada na siebie ponad 40-kilogramowy sprzęt. Nie przeszkadza jej nawet wszczepiona endoproteza biodra, choć dorosły mężczyzna z zawartością 2,17 promila alkoholu we krwi nie byłby w stanie stanąć prosto na nogach.
Absurd?
Absurd.

Ale w postanowieniu o umorzeniu śledztwa prokurator rejonowy w Szubinie napisał tak: "Badanie toksykologiczne na zawartość alkoholu etylowego wykazało, iż Kinga Szerszun w chwili śmierci była nietrzeźwa i posiadała 2,17 promila alkoholu we krwi. Z uwagi na zakwestionowanie wyników badań toksykologicznych krwi przeprowadzono ponownie badanie próbek, które wykazało 2,13 promila alkoholu. Badaniami DNA potwierdzono, iż przebadana krew pochodzi od Kingi Szerszun".

Czy kompletnie pijana dziewczyna, w dodatku płetwonurek tuż przed zejściem pod wodę, może ukryć swój stan nietrzeźwości pośród dwudziestu ludzi?

Jakaś totalna pomyłka!

Kiedy już po pogrzebie Kingi lokalne media podały, że dziewczyna miała 2,17 promila, rodzina przeżyła szok. - To było 5 września ubiegłego roku - wspomina Leszek Szerszun. - Wiadomość o tym, że Kinga jakoby była pijana, podały gazety i lokalna telewizja. Tego samego dnia, późnym popołudniem, przyszło pismo z prokuratury.

- Boże! - chwyta się za głowę Mirosława Szerszun. - Kinga pijana?! Ponad dwa promile? I nikt tego nie widział!? To jakaś totalna pomyłka...

Jeden ze świadków po przeczytaniu informacji w gazecie sam z własnej woli zgłasza się do prokuratury. Kilkanaście minut przed zejściem Kingi pod wodę rozmawiał z nią: - Ależ ona nie była pijana! Rozmawialiśmy normalnie, coś tam poprawiała przy sprzęcie. Przy dwóch promilach musiałaby bełkotać, a nie przygotowywać się do zejścia pod wodę...

Wtedy na dobre zaczęła się walka Szerszunów o dobrą pamięć córki. Leszek wylicza: - Śledztwo od początku prowadzone było nieudolnie. Oględziny miejsca wypadku zostały przeprowadzone bez udziału prokuratora i lekarza medycyny sądowej! Kiedy następnego dnia wydobyto ciało Kingi, nie przeprowadzono oględzin zwłok. Na brzegu nie zabezpieczono żadnych przedmiotów mogących być dowodem w sprawie, nie znaleziono też butelki po alkoholu.
Najbardziej boli Leszka Szerszuna fakt, że zakład medycyny sądowej nie był w stanie określić grupy krwi Kingi. - Przecież takie rzeczy robi się w prawie każdej przychodni - dziwi się.
Zdaniem rodziców Kingi chodziło o to, by szybko umorzyć śledztwo. Bo przyczyna była rzekomo oczywista: alkohol. To ma wyjaśnić wszystko. Z jednej strony prawo i wyniki badań krwi, z drugiej - zwyczajna logika. Tylko dlaczego nie ma ani jednego dowodu na to, że Kinga rzeczywiście piła alkohol?

Pytań w sprawie tajemniczej śmierci Kingi jest bez liku. A sensownej odpowiedzi nie ma. - Prokurator sugerowała nawet, czy Kinga nie miała jakichś problemów osobistych i czy przypadkiem nie było to samobójstwo - pani Mirosława nie kryje rozgoryczenia. - Ona miała wspaniałego narzeczonego, w tym roku miała ślubować.

- Kinga i samobójstwo... Nic bardziej niedorzecznego - powtarza ojciec dziewczyny. - Taka pełna życia i radości osoba. Nie, to jakiś absurd. Dlaczego powiadomiono nas o tym alkoholu we krwi dopiero trzy tygodnie po pogrzebie? Przecież nie skończyłoby się na jednej próbce krwi. Proszę pomyśleć: najpierw dobę Kinga leżała pod wodą w bardzo niskiej temperaturze. Kiedy następnego dnia wydobyto jej ciało, przez wiele godzin leżała w czarnym foliowym worku w trzydziestostopniowym upale. Musiał być jakiś wpływ wysokiej temperatury na powstanie tzw. alkoholu etylowego endogennego.

Leszek Szreszun wyciąga gruby plik wyników badań Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Wynika z nich, że glukoza w ciele zmarłego pod wpływem, np. wysokiej temperatury, może zamieniać się w alkohol. Przy wysokim stężeniu glukozy może osiągnąć nawet 2 promile.
- Ale kogo to dziś obchodzi - wzrusza ramionami. - Najłatwiej powiedzieć, że była pijana, utonęła na własne życzenie. I zamknąć śledztwo. - Złożyłem skargę na sędziego, który sugerował pani prokurator, by umorzyła śledztwo. I wtedy usłyszałem, że "bałagan jest w całej Polsce, tak jak i w tej sprawie. Nie jest pan Olewnikiem i nie będzie pan wyjaśniał sprawy"...

Szreszunowie wiedzą, że z prawnego punktu widzenia ich szanse na odzyskanie dobrej pamięci Kingi są niewielkie. Jeśli nie żadne. Ale walczą - sterta dokumentów, ekspertyz i odwołań liczy już setki stron. Chcą, kiedy 1 listopada pójdą na grób Kingi, utwierdzić się w przekonaniu, że jednak mają rację. Gdzieś w tym biurokratycznym, bezdusznym świecie musiała nastąpić pomyłka. Tylko - gdzie? A może to nie była krew Kingi? Może to kwestia powstania tego alkoholu endogennego?

Nie rozumieją też do dziś, dlaczego instruktor pozwolił Kindze na samotne nurkowanie. Przecież nawet początkujący płetwonurek wie, że pod wodę schodzi się parami. Podobno Kinga się uparła, by pływać samotnie, ale zawsze powtarzała, że najważniejsza jest asekuracja. I nawet jeśli wypłynęła sama - kiedy zdołała wypić tyle alkoholu? Błędne koło.

Tej winy nic nie zmaże

Nie ma dnia, by na grobie Kingi ktoś nie zapalił znicza lub nie położył kwiatów. Ludzie, którym Kinga dała tyle dobra i życzliwości w ten sposób oddają swój dług. Nikt nie wierzy, by mądra, piękna dziewczyna popełniła tak nieprawdopodobny błąd.

Na grobie Kingi będą też dzieci z hospicjum, którym spełniła tyle marzeń. - Entuzjastycznie włączyła się do tej pięknej akcji "Mam marzenie" - myślę, że niełatwo było jej patrzeć na ich odchodzenie - mówi mama.

Kiedyś znalazła w jej torbie książkę "Śmierć dzieci". Pracując w hospicjum musiała się z nią mierzyć nie raz.

Pani Mirosława od niedawna zaczyna pomagać rodzicom tych dzieci. Jest już na tyle silna, by choć w części zastąpić Kingę. - Na razie nie mam dostatecznie dużo odwagi, by opiekować się dziećmi cały dzień. Ot - pójdę na kilka godzin do ich rodziców, by mogli choć zrobić zakupy...
Niedługo ma jechać do Dominiki. Ulubienicy Kingi.

A Leszek Szreszun wertuje wszystkie możliwe książki o nurkowaniu. W jednej z nich pt. "Wypadki nurkowe. Analiza gorzkich doświadczeń" autor napisał znamienne słowa:
"Książkę te poświęcam pamięci dzielnych młodych nurków, którzy zginęli przez brak wiedzy i przez to, że nam starym nie chciało się w porę zwrócić uwagi, że postępują niewłaściwie. Woleliśmy być sympatycznymi, lubianymi kumplami niż surowymi i rygorystycznymi nauczycielami. Tej naszej winy nic nie zmaże"...

- Błędy, wszędzie błędy - kończy Leszek Szerszun. - Z krwią Kingi też musiał być jakiś błąd.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska