Świadkowie i oskarżyciele posiłkowi twierdzą, że miał brać także łapówki.
Wczoraj przed sądem grodzkim zostali przesłuchani pierwsi świadkowie w sprawie rozpowszechniania nieprawdziwych informacji o niektórych grudziądzkich zakładach pogrzebowych. Taki zarzut postawiła Robertowi M. policja.
Pracownik prosektorium dorobił się majątku
Oskarżycielami posiłkowymi w procesie są właściciele zakładów pogrzebowych: "Feniks" i "Charon". Wczoraj zeznawał Henryk Wszołek, szef "Feniksa" - Kiedy rodziny zmarłych przychodziły do prosektorium, Robert M. opowiadał im kłamstwa na temat mojej firmy. Mówił, że jesteśmy bardzo drodzy, nasi pracownicy piją w pracy, a trumny wpadają do grobów. To wszystko oczywiście nieprawda. Rozpowiadając te bzdury, mścił się za to, że nie chciałem mu płacić za ubieranie i mycie zwłok - mówił na sali rozpraw mężczyzna. - Ze swojej złodziejskiej i korupcyjnej działalności wybudował dom i kupił drogi samochód.
Zarzuty te potwierdzali w większości świadkowie wezwani na rozprawę. Jednak nie wszyscy. Dawny pracownik "Charonu", teraz "Edenu", zeznał, że sytuacje, o których mówią oskarżyciele nigdy nie miały miejsca.
Nie wszystkie zakłady były traktowane źle
Ale podczas rozprawy pojawił się nie tylko wątek szkalowania "niepokornych" właścicieli zakładów pogrzebowych przez Roberta M. Zdaniem świadków i oskarżycieli posiłkowych pracownik prosektorium dziwnie "wyróżniał" zakłady: "Elwan", "Eden", "Chades", "Elfa", a do pewnego momentu również "Charon".
Właściciel tego ostatniego wczoraj zadawał pytania świadkom i Robertowi M. - Dlaczego kiedy ujawniliśmy sprawę, zaraz po pierwszej rozprawie groził mi pan, że mnie zniszczy? - pytał pracownika prosektorium Mariusz Wesołowski, szef "Charonu".
- Nic takiego nie powiedziałem - odpowiedział Robert M.
Oskarżony czuje się niewinny
Po rozprawie zapytaliśmy pracownika prosektorium i jego adwokata, dlaczego właściciele zakładów pogrzebowych oskarżają ich o korupcję, a policja o rozpowszechnienie nieprawdziwych informacji?
- Nie mamy pojęcia - odpowiedział Henryk Refliński, obrońca Roberta M.
Policjanci twierdzą, że zebrali mocne dowody na to, że Robert M. szkalował "nielubiane" przez siebie zakłady pogrzebowe. Ale na rozprawie nie pojawił się policyjny oskarżyciel.
- Jego obecność nie jest konieczna na rozprawach w sądzie grodzkim - tłumaczy Grzegorz Kalinowski, zastępujący rzecznika prasowego grudziądzkiej policji. - Dodatkowo uważamy, że zebrany materiał dowodowy jest na tyle mocny, że nie wymaga wsparcia osobą oskarżyciela publicznego.