Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy zalewa nas chińszczyzna? Nie do końca!

Agata Kozicka [email protected]
Kupujcie polskie produkty, wspierajcie polskich producentów - to apel Janusza Piechocińskiego, ministra gospodarki i jego pomysł na kryzys
Kupujcie polskie produkty, wspierajcie polskich producentów - to apel Janusza Piechocińskiego, ministra gospodarki i jego pomysł na kryzys cykoria
Kupujcie polskie produkty, wspierajcie polskich producentów - to apel Janusza Piechocińskiego, ministra gospodarki i jego pomysł na kryzys. Ciekawa jestem, czy jeździ do pracy polskim autem i popija do kolacji wino z okolic Zielonej Góry.

Jeden dzień tylko na rodzimych produktach i towarach. Taki eksperyment przeprowadził już portugalski dziennikarz. Nie rozpoczął dnia od ka-wy, bo filiżanki miał z Bułgarii, nie telefonował, nie mógł nawet odpalić komputera, ani zagrzać posiłku na azjatyckiej kuchence. Wieczorem przy świeczkach czytał lokalne gazety. Spróbuję i ja.

Przeczytaj także:Ministerstwo Rolnictwa obala duńskie mity o polskiej żywności

Uważam się za świadomego konsumenta. Czytam etykiety. Wiem jak sprawdzić, czy towar jest słodzony cukrem czy słodzikiem. Wiem, czego oczekuję od wody mineralnej i że zawartość kationów magnezowych 6 mg na litr to mniej niż bym oczekiwała. Wiem, że na etykiecie szamponu chcę znaleźć informację, iż produkt był testowany dermatologicznie i nie był testowany na zwierzętach. Tym razem muszę tylko zwrócić szczególną uwagę na to, gdzie dany towar wyprodukowano.

Ale czy dzień tylko z polskimi produktami może się w ogóle udać? - zastanawiam się jeszcze przed godziną zero. Przecież "nasz rynek zalewają azjatyckie produkty", "wszyscy teraz produkują w Chinach", "wpuściliśmy obcych producentów, którzy wykańczają nasze zakłady pracy". No i jeszcze kilka takich "obiegowych" opinii budziło moje obawy.

Na polskim gazie?
Dzień rozpoczął się po polsku. Polska zima za oknem. Kaloryfer grzeje: ciepła woda płynie z gazowej kotłowni w budynku. Za to gaz, no właśnie - jak podaje Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo - większość surowca pochodzi z Rosji. Ale nie cały. Okazuje się, że jakieś 30 proc. gazu, z którego korzystamy jest wydobywana u nas w kraju. Kurki zatem muszę skręcić tak, by zużywać tylko jedną trzecią. Oj, będzie zimno.

Poranna toaleta. Ups, ta pasta do zębów jest szwajcarskiej firmy. Wyprodukowana w Niemczech. A szczoteczka? Nie wiem, ale teraz muszę ostrożniej.

Wanna - z polskiej firmy Koło. Polskiej? Kiedyś - na pewno, teraz firma dołączyła "do międzynarodowej grupy". Za to jeden z dwóch zakładów produkcyjnych znajduje się we Włocławku.

Woda - polska. Ta w bydgoskich kranach pochodzi z dwóch źródeł: z głębokich studni Lasu Gdańskiego i z powierzchniowego ujęcia wody na Brdzie. W 100 proc. lokalna.

Rozglądam się po środkach czystości, kosmetykach. Nie jest źle. Firma Ziaja z Gdańska wyprodukowała mój szampon, odżywkę, żel pod prysznic. Balsam do ciała - to robota zakładu produkcyjnego w Łodzi. Jeden krem - AA - przyjechał z Sopotu, na drugim widnieje polska marka "Soraya". Marka może i polska, ale firma? Niezupełnie. Już ponad dekadę temu 100 proc. udziałów w niej kupił szwedzki koncern. Jego zakład produkcyjny na szczęście znajduje się w Radzyminie pod Warszawą.

Waciki do twarzy, patyczki do uszu, papier toaletowy - wszystko wyprodukowane w Polsce. Ufff. Cień do powiek i szminka - polskiej firmy Inglot, którą polubiły nie tylko polskie kobiety, bo robi też furorę za granicą. 95 proc. produkcji odbywa się w Przemyślu.

A czym wysuszę włosy? Suszarka Apollo, ku mojemu zaskoczeniu, to produkt polski. Za to radio, które odruchowo włączyła zaraz po przebudzeniu muszę wyłączyć. Globalna marka wyprodukowana na innym kontynencie.

Tylko polski ręcznik to jednak rarytas. Na większości nie ma ani marki ani producenta, na kilku metka "Made in Turkey".

I wychodząc z łazienki mogę śmiało podsumować, że to strefa patriotyzmów zakupowych. Polska strefa. Niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o mojej garderobie. Otwieram szafę, rzut okiem i… "Nie ma mowy, żebym ubrała się do pracy po polsku". Znajduję rodzimą bieliznę, podkoszulek z Łodzi. Jest sweter Reserved. I znowu - marka polska, ale gdzie produkuje? Niekoniecznie tutaj, bo jak wyczytałam na stronie LPP, która tę markę posiada, "zaopatrywała hipermarkety w szyte w Azji t-shirty".

Daleko zajdę w polskich butach
Trudno - idę do pracy w "zagranicznych" ciuchach. Na pocieszenie jednak - wszystkie zimowe buty mam "Made in Poland", kozaki i botki Lasockiego oraz - te zakładam - traperki z firmy Hanzel z Podhala.
Kawa właśnie się zaparzyła. O nie, nawet ignorując fakt, że ziarno urosło gdzieś w Ameryce Południowej, akurat ta, którą mam ja, jest… niemiecka. Woda mineralna? Obco brzmiąca nazwa "Saguaro" nie zwiastuje, abym miała czym popić lekarstwo. A jednak. Woda jest ze źródła w Nieszawie. Tyle że lek na alergię wyprodukowała "globalna firma biofarmaceutyczna". Może wezmę chociaż calcium. Nasze polskie wapno. Tylko że dotychczas średnio pomagało na kichanie i łzawiące oczy. Jeśli zażyję je to raczej jako placebo. Placebo - wyraz pochodzenia łacińskiego oznaczający dosłownie "będę się podobał". I żadnego zamiennika polskiego. To mi się nie podoba.

Lodówka to jednak królestwo polskich towarów. Kiełbasa, twarogi, jogurty. Chleb z piekarni za rogiem. Masło już w nazwie ma "polskie". Cytryna i banan to jedyne towary, których lokalny szowinista, a takim na jeden dzień się stałam, nie może tknąć.

Po drodze do pracy kupuję kawę paloną pod Poznaniem. Paczkę muszę rozerwać, wysypując część na podłogę, bo nożyczki nie są krajowe. I już pachnie kawą. Teraz tylko ją zaparzyć. Czajnik... o nie! "Made in P.R.C.". Kiedyś jeszcze naiwnie myślałam, że to egzotyczne Puerto Rico, teraz mam jasność - to skrót od People's Republic of China, po prostu wygląda trochę lepiej niż "Made in China". Ale w całej redakcji znalazł się polski czajnik firmy MPM, która produkuje w Szczytnie.

Zadowolona siadam nad polską szklanką z paloną w Polsce kawą wymieszaną widelcem Gerlacha i słyszę: "A siedzisz na polskim krześle?". Nie wiem. Wiem jednak, że komputer, na którym pracuję, jest wyprodukowany w Chinach, telefon na biurku - w Malezji, aparat fotograficzny - w Japonii. Im technologia bardziej zaawansowana, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że to produkt krajowy.

Z drugiej strony - to w Polsce pod Łodzią swego czasu produkowano laptopy Dell, to u nas produkują sprzęt AGD takie firmy jak Zelmer, Amica, Mastercook, królujące w naszych kuchniach. Dlatego po powrocie z pracy do domu miałam na czym ugotować obiad z polskich produktów. I choć żarówki mam z Piły, to tylko jedną lampę, mogłam włączyć - prezent sprzed lat od babci. Reszta - nieznanej proweniencji.

Przed spaniem jeszcze kilka stron książki autorstwa polskiej podróżniczki i "Dobranoc".

Kupuję, bo polskie jest dobre

Nie, nie mam wrażenia, że nasz kraj zalewa "chińszczyzna". Może i na półkach sklepowych stoi chiński miód, ale większość tego, co wrzucam do koszyka, to nasze, rodzime.

Polski sprzęt AGD całkowicie spełnia moje oczekiwania. Nie narzekam na polskie kafelki ani na krajową ceramikę w łazience. A nawet więcej. Tak jak 20 lat temu zachłysnęliśmy się zagranicznymi towarami, tak teraz, gdy czytam "Made in Poland" myślę "dobrej jakości".

Ale, panie ministrze Piechociński, nie będę kupowała polskich produktów tylko dlatego, że są polskie. Nie za wszelką cenę, bo to najkrótsza droga do bylejakości. A nas Polaków stać na dużo więcej. Na to, żeby marka "Made in Poland" oznaczała najwyższą jakość.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska