Do spółdzielni wpływają wnioski o przeniesienie własności mieszkania z gruntem na spółdzielców. Boimy się, że gdy okaże się, iż nasza spółdzielnia pada, zostaniemy bez mieszkania albo będziemy musieli jeszcze raz za nie zapłacić, mówili spółdzielcy "Zjednoczonych" podczas walnego zebrania jej członków.
Nasze, ale spółdzielni
Panikę wywołał niedawny upadek spółdzielni Wiarus w Chełmnie. Spośród 200 osób 20 wpłaciło tam wkład budowlany, a nie zdążyło uzyskać formalnych praw do lokalu.
W ulotce skierowanej do członków kilku bydgoskich spółdzielni Bogdan Dzakanowski z bydgoskiej Rady Miasta wyraża obawy, że w przypadku upadłości spółdzielni cały jej majątek, w tym mieszkania spółdzielcze własnościowe, wchodzi do masy upadłościowej. Zadaniem syndyka jest zaspokojenie roszczeń wszystkich wierzycieli, a zatem może też dysponować tymi mieszkaniami, jeśli stanowią one własność spółdzielczą, dywaguje Dzakanowski. Uratujemy mieszkanie, jeśli zapłacimy dług spółdzielni przypadający na nasz lokal oraz koszty upadłości, a są to kwoty porównywalne z kupnem nowego mieszkania, straszy radny.
Histeria upadłościowa
"Spółdzielcy muszą zacząć interesować się swoją spółdzielnią, muszą chodzić na zebrania grup członkowskich, być na nich do końca i zadawać pytania członkom zarządu i rady nadzorczej..." przeczytali mieszkańcy kilku bydgoskich spółdzielni i gdy tylko zaplanowano zebranie np. w "Zjednoczonych" mieszkańcy tłumnie przybyli i wypełnili wynajętą aulę. Interesowało ich przede wszystkim, jak zabezpieczyć się przed skutkami ewentualnej upadłości spółdzielni. Niepotrzebną paniką określił te obawy Ryszard Jajszczyk, dyrektor Biura Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP: - Mieszkańcy są zabezpieczeni przepisami ustawy o spółdzielniach. Nikt nie zabierze im mieszkania - _uspokaja. - To jakaś histeria upadłościowa. Mamy w kraju 2.900 spółdzielni z 3 mln 400 tys. mieszkań. Te które upadły to margines, to maleńkie spółdzielnie, często obejmujące 1-3 budynki. To wytwory początków przemian w Polsce, łatwy sposób dla cwaniaków, żeby oszukać. Nie ma powodu sądzić, że dużym spółdzielniom, funkcjonującym od lat grozi upadłość.
A jednak najbezpieczniejszym rozwiązaniem, zdaniem Dzakanowskiego, jest przeniesienie na siebie własności mieszkania z gruntem.**- Jeśli spółdzielca będzie miał prawdziwą własność mieszkania z gruntem zapisaną w księdze wieczystej na siebie, to jego mieszkanie nie jest własnością spółdzielni i syndyk przy jej upadku nie może od takiego spółdzielcy żądać jakichkolwiek kwot. Właściciel takiego mieszkania najwyżej straci swój udział w spółdzielni wpłacony w momencie wstąpienia do niej. _
**Jak to zrobić?
Do 25 kwietnia 2003 spółdzielnia ma obowiązek określić przedmiot odrębnej własności, uregulować sytuację prawną gruntu. Po wyłożeniu takiej uchwały zarząd zawiadamia członków o podziale, a jeśli nie ma sprzeciwu, plan zostaje zaakceptowany. Dopiero wtedy można rozpocząć procedurę przenoszenia własności spółdzielczej na pełną własność mieszkaniową.
Tereny spółdzielni mieszkaniowej "Zjednoczeni" już zostały podzielone przez geodetów. _- Wnioski podziałowe czekają w urzędzie miasta na decyzję - _poinformował Jarosław Skopek, prezes SM Zjednoczeni. - Na razie nie mamy możliwości rozważenia wniosków o przyznanie pełnej własności, gdyż nie są jeszcze skończone procedury związane z podziałem geodezyjnym.
Za i przeciw_
**- Mieszkańcy sami podejmą decyzje czy chcą pełną własność, czy też pozostać przy spółdzielczej. - Poinformujemy tylko o zaletach i wadach takiego przeniesienia - usłyszeliśmy od prezesa Skopka.
Właściciele lokalu z pełną własnością w spółdzielni mieszkaniowej "Zjednoczeni" mogą spodziewać się wyższych opłat za administrowanie budynkiem. - Mieszkanie, które nie należy do substancji mieszkaniowej spółdzielni nie korzysta z jej pożytków, tak jak dzieje się to w przypadku mieszkań spółdzielczych - mówi prezes "Zjednoczonych".
Ale czy koniecznie? - Właściciel mieszkania z pełną własnością nie musi rezygnować z członkostwa w spółdzielni. Jeśli tego nie zrobi nadal ma prawo korzystać z pożytków spółdzielni - twierdzi Ryszard Jajszczyk z KZRSM.
Rada na mieszkanie
Działające w Bydgoszczy Stowarzyszenie Obrony Spółdzielców zorganizowało spotkanie dla członków bydgoskiej spółdzielni "Budowlani". Uczestniczyli w nim członkowie Rady Osiedla Wyżyny. - _Jeśli mieszkańcy nie otrzymują potrzebnych informacji w spółdzielni, przychodzą do nas - powiedział Zygmunt Woś, przewodniczący rady. - A pytają o kwestie dotyczące między innymi przekształcenia mieszkań lokatorskich na własnościowe i zakładania ksiąg wieczystych. Chcą zapobiec ewentualnym kłopotom, gdyby spółdzielnia upadła. Boją się, że mogą stracić swoje mieszkania.
Prezes spółdzielni "Budowlani" uważa, że rada osiedla szerzy nieprawdziwe informacje. - Nawet gdyby spółdzielnia upadła, nikt nie zajmie mieszkań - tłumaczy Marek Magdziarz, prezes "Budowlanych". - Założenie księgi wieczystej niczego nie zmienia. Podkreślił, że mówienie o upadłości "Budowlanych" jest podważaniem wiarygodności spółdzielni i nadużyciem. - Wystosowaliśmy protest przeciwko takim poczynaniom rady osiedla. Mamy 44-letnią tradycję, znajdujemy się na 130. miejscu w kraju. O żadnej upadłości nie ma mowy.
Zgodnie z ustawą o spółdzielniach mieszkaniowych z 15 grudnia 2000 roku jej członkowie mogą wnioskować o przeniesienie na siebie własności mieszkania z gruntem i założenie księgi wieczystej na dany lokal. Oznacza to tzw. pełną własność mieszkania, w której stajemy się także właścicielami udziału w działce, na której nasz budynek się znajduje.
Można powiedzieć, że panikę wywołują ulotki roznoszone po budynkach spółdzielni mieszkaniowych, można też winę zrzucić na bijących pianę lokalnych polityków, ale nie ma dymu bez ognia. Gdyby zapisy w ustawie były precyzyjne, gdyby ktokolwiek potrafił jasno powiedzieć, że właściciel mieszkania spółdzielczego będzie miał, w przypadku upadku spółdzielni, takie samo prawo do lokalu, jak właściciel mieszkania z pełną własnością - nie byłoby podstaw do paniki.
