Znikało w mgnieniu oka
Z "Pomorską" skontaktował się jeden z mieszkańców ulicy Kasztanowej. Kilka dni temu ekipy wycinały tam dwa drzewa. - Pracownicy wykonujący to zadanie nie zdążyli się nawet obejrzeć, jak pocięte przez nich konary i gałęzie zaczęły znikać z tego miejsca. Zastanawia mnie, czy każdy może sobie, ot tak, zabrać takie drzewo. Bo jeśli tak, to następnym razem podjadę samochodem i załaduję ile się da. Będą miał czym palić w kominku - stwierdził nasz rozmówca.
Podczas jednej z sesji poprzedniej kadencji, radni zapytywali dokąd wywożone są gałęzie i konary oraz do kogo trafiają, gdyż ich zdaniem powinni otrzymywać je inowrocławianie, których nie stać na zakup opału. Problem jednak jak szybko się pojawił, tak szybko o nim zapomniano.
Mierzą i obdarowują
Jak zapewnia Stanisław Milecki, naczelnik wydziału ochrony środowiska, drzewo z wycinek i po wiatrołomach składowane jest w wyznaczonych miejscach. - W ubiegłym roku przewoziliśmy je na teren Zakładu Utylizacji Odpadów Komunalnych. Tam dokonywane było mierzenie, a następnie Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej rozdzielał je pomiędzy swoich podopiecznych - komentuje naczelnik.
Drzewo po tegorocznych wiatrołomach i przycinkach ratunkowych oraz kosmetycznych trafia do Zieleni Miejskiej. Tam także będzie zmierzone i poprzez MOPS rozdysponowane.
Naczelnik potwierdza jednocześnie, że sytuacja z ul. Kasztanowej opisana przez naszego Czytelnika faktycznie miała miejsce. Sprawą zajmują się już odpowiednie służby.