Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego tyczkarze Zawiszy nie wracają na szczyt?

Kazimierz Fiut [email protected]
Paweł Wojciechowski, zamiast po rozbiegu, ostatnio głównie biegał po lekarzach, ale zapewnia, że wraca do zdrowia i skakania.
Paweł Wojciechowski, zamiast po rozbiegu, ostatnio głównie biegał po lekarzach, ale zapewnia, że wraca do zdrowia i skakania. Paweł Skraba
Paweł Wojciechowski oraz trenerzy Roman Dakiniewicz i Włodzimierz Michalski zastanawiają się... co z tą naszą tyczką?

Po złotym medalu mistrzostw świata w Daegu Pawła Wojciechowskiego i 4. miejscu Łukasza Michalskiego można był się spodziewać, że w Londynie w IO tyczkarze Zawiszy wystąpią w rolach głównych. Nic z tego. Nie odegrali żadnej i nadal nie odgrywają. Pytamy: Dlaczego?

- Skok o tyczce to jedna z najtrudniejszych konkurencji lekkoatletycznych - zapewnia Włodzimierz Michalski, były już trener Pawła Wojciechowskiego. - Zawodnik wisi na giętkiej tyczce głową w dół, która wynosi go na wysokość bliską sześciu metrów. Czasem jednak tyczka pęka, niekiedy zawodnik popełnia błąd i, zamiast na zeskoku, ląduje obok niego bądź w tzw. dołku. Tyczkarz to zresztą taki kamikadze. Żeby dobrze sobie radził na rozbiegu i podczas skoku, musi - poza typowymi parametrami jak siła, skoczność, szybkość - dysponować ogromną sprawnością, wręcz gimnastyczną, a przy tym wielką odwagą. Przygotowania są też bardzo żmudne i nie można niczego zaniedbać, w przeciwnym razie może skończyć się kontuzją czy urazem psychicznym. A potem już trudno się pozbierać - dodaje Michalski.

Tak właśnie, niestety, stało z tyczkarzami bydgoskiego Zawiszy, przed którymi otworem stała przecież wielka kariera.

Albo w twarz, albo do dołka

Wojciechowski na początku sezonu olimpijskiego (2012 r.) podczas mityngu w Oslo naciągnął mięsień dwugłowy. - Zastosowaliśmy środki zapobiegawcze, aby ratować sezon, a może należało sięgnąć po radykalne? - zastanawia się szkoleniowiec.

Chyba należało, bo Paweł nadal biega po lekarzach, a nie po rozbiegu. Ucichło o nim, pięknie rozwijająca się kariera stanęła pod znakiem zapytania. - Lekarze wciąż tak naprawdę nie mogą zdiagnozować, co mi dolega. Wydawało się, że coś jest nie tak z moim kolanem. Teraz okazuje się, że nad kolanem coś zaburza pracę mięśni. Jeździłem już do Monachium, do lekarza Bayernu, specjalisty od homeopatii, a obecnie leczę się w Poznaniu w Centrum Osteopatii. Otrzymałem specjalny zestaw ćwiczeń rozciągających, trwający trzy godziny. Pomaga, kolano boli coraz mniej i jestem dobrej myśli - opisuje swoje zmagania Wojciechowski.

- Niestety, nasza medycyna sportowa nie jest najwyższych lotów. Najgorzej jest z postawieniem prawidłowej diagnozy i zastosowaniem odpowiedniego leczenia. Doskonale obrazuje to przypadek Pawła czy Mateusza Didenkowa. Ten chłopak przeszedł już trzy zabiegi i nadal nie jest gotowy do wznowienia treningów - tłumaczy Michalski.

Dlaczego jednak w ogóle dochodzi do tych urazów? - Na tym poziomie bardzo łatwo o przeciążenia i kontuzje. A czasem masz pecha i tyczka rozbija ci twarz - zauważa mistrz świata i rekordzista Polski (5,91 m), który doznał takiej kontuzji w grudniu 2011.

Z dołkiem z kolei zapoznał się Łukasz Michalski. - Stało się to przed igrzyskami, podczas memoriału Kusocińskiego. To pozostawiło w jego psychice ślad. Wkradły się niepewność i strach. Trudno się zatem dziwić, że wyjazd do Londynu zakończył się niepowodzeniem. Aspiracje były duże, a skończyło się 11. miejscem. W tym sezonie Łukasz powoli odblokowuje się, a nie jest to łatwe, o czym świadczy choćby przykład Australijczyka Steve'a Hookera, mistrza olimpijskiego z Pekinu, który od trzech lat walczy z tą przypadłością i nie może wrócić na światowy szczyt. Łukasz, jak na razie, sięgnął po mistrzostwo Polski z wynikiem 5,60 m, niedawno został wicemistrzem Europy żołnierzy. Z krótkiego rozbiegu zaliczył 5,50 m. Wrócił też na studia. To już szósty rok medycyny, a łączenie zajęć i praktyk w szpitalu z wyczerpującymi treningami nie jest łatwe - tłumaczy syna Michalski.

Najpierw Sopot, potem Rio de Janeiro

Czy jest zatem szansa, aby obaj tyczkarze wrócili do światowej czołówki? - Nie wyobrażam sobie innego scenariusza - mówi z przekonaniem Paweł. - Chciałbym przypomnieć się już podczas przyszłorocznych halowych mistrzostw świata w Sopocie.

Dobry wynik na pewno zatarłby słabe wrażenia po Londynie (nie zaliczył żadnej wysokości) i pomógł uwierzyć w wielki powrót do skakania 24-latka z Zawiszy.

Trochę bardziej sceptyczny, a właściwie ostrożny jest trener Roman Dakiniewicz, pod którego skrzydła Paweł wrócił po igrzyskach w Londynie. - Jak dojdzie do zdrowia, to możemy snuć dalsze plany. Pewnie, że chciałbym, aby tak się stało, lecz nie może mu nic dolegać. A później czeka go jeszcze długa droga przygotowań. Główny cel to jednak igrzyska w Rio de Janerio.

Łukasz też myśli o starcie w nadmorskim kurorcie. - Systematycznie będziemy zwiększać uchwyt, próbować skakać na twardszych tyczkach - zapowiada Michalski senior.

A gdyby jednak sprawdził się czarny scenariusz? - Zajmę się szkoleniem następców - ripostuje szybko Paweł. - Ponoć mam niezłe zadatki na szkoleniowca.

Potwierdza to Dakiniewicz, lecz nie chciałby, aby stało się to już teraz. - Paweł ma jeszcze czas, choć, owszem, przydałby mi się pomocnik, któremu przekazałbym moje doświadczenie i wiedzę. Powoli zbliżam się przecież do osiemdziesiątki. Papiery na szkoleniowców mieli Mariusz Klimczyk, Boguś Kopkowski czy Leszek Hołownia. Dwaj pierwsi wybrali inną drogę. Ten ostatni został wybitnym trenerem. Niestety, w Niemczech. W Bydgoszczy, w Polsce mamy do dziś ogromny niedobór szkoleniowców od tyczki.

Łukasz z kolei swoją przyszłość wiąże z medycyną. - Syn skakanie o tyczce traktuje jako wspaniałą przygodę, która, w co bardzo wierzy, jeszcze się nie skończyła. Czy potrwa do Rio? Trudno powiedzieć - zastanawia się ojciec.

U panów jako tako, u kobiet tragedia

Coraz mniejsza liczba trenerów zajmujących się skakaniem o tyczce sprawia, że liczba zawodniczek i zawodników z każdym rokiem też maleje.

- U mężczyzn jeszcze jakoś to wygląda, nieźle prezentuje się Robert Sobera, jest Adam Lisiak, być może wróci do skakania po kontuzji Mateusz Didenkow, a u Romka coraz lepiej prezentują się młodzi: Karol Pawlik i Mateusz Jerzy. Za to u pań, po wycofaniu się Moniki Pyrek, Anny Piwowarskiej i kontuzji Agnieszki Kolasy, jest tragedia. Z gdańskiej szkoły Edwarda Szymczaka pozostała jedynie Ania Rogowska, która, niestety, zgubiła mistrzowską formę. A potem pustka - analizuje trener Michalski.
- Może niebawem pokaże się Kamila Przybyła. Ma ku temu wszelkie predyspozycje - dodaje Dakiniewicz.

A dalej?

- Będzie coraz gorzej. Trenerzy zarabiają śmieszne pieniądze (250-300 zł - przyp. red.), młodzież wybiera inne atrakcyjne propozycje. Aby wdrapać się w skoku o tyczce na przyzwoity poziom, potrzeba kilku, a nawet kilkunastu lat, a młodzieży brakuje cierpliwości. Trener też musi, bez reszty, poświęcić się dyscyplinie, a często jest tak, że aby utrzymać rodzinę, przed południem jest nauczycielem wychowania fizycznego, a po południu szkoleniowcem. Tak się nie da wychować mistrza. Musi on być do dyspozycji zawodnika nie tylko dwie, trzy godziny dziennie - wyjawia receptę na ewentualny sukces Dakiniewicz.

- Trzeba jak najszybciej w Bydgoszczy utworzyć Szkołę Mistrzostwa Sportowego. Tylko w ten sposób pozyskamy wykwalifikowaną kadrę, która wyselekcjonuje i wychowa najbardziej uzdolnioną młodzież - kończy Michalski.

Kulisy powrotu Pawła do trenera Dakiniewicza

- Z trenerem Dakiniewiczem pracowałem od początku mojej tyczkarskiej zabawy, od roku 1998. Zostałem wicemistrzem świata juniorów 2008. Trzy lata temu obaj uznaliśmy, że warto, abym zmienił moje przygotowania i trenował wspólnie ze starszym kolegą, Łukaszem Michalskim. Bardzo dużo zawdzięczam jego ojcu. Uwierzyłem na nowo w swoje możliwości i odniosłem wielkie sukcesy w roku 2011. Ale po doświadczeniach roku mijającego (2012 - red.) pojawiła się potrzeba kolejnej zmiany w moim treningu. Z Romanem Dakiniewiczem na pewno zwrócimy większą uwagę na elementy techniczne skoku, a po uzyskaniu znaczącej poprawy w technice będzie można sięgnąć po twardszą tyczkę (za pawel-wojciechowski.pl).

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska