MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Do Końca Świata

Rozmawiał Adam Willma
Rozmowa z WŁODZIMIERZEM ANTKOWIAKIEM, pisarzem, który na własnych nogach doszedł do Santiago de Campostela

     - Przebył pan jeden z najtrudniejszych szlaków pielgrzymkowych na świecie. Z potrzeby ducha?
     - Tak, ale nie religijnej potrzeby. Usłyszałem kiedyś, że po przejściu do Santiago umiera stary człowiek i rodzi się nowy. Zafrapowało mnie to. Miałem potrzebę zmiany czegoś w swoim życiu.
     - I udało się?
     - Chyba tak, chociaż w moim przypadku nie była to pielgrzymka religijna do grobu św. Jakuba. Nie jestem katolikiem, więc w ankietach, zbieranych na szlaku, w rubryce "cel" zakreślałem "duchowy" i "kulturalny", a nie "religijny". Są tacy, którzy zakreślają słowo "sportowy". Zaskoczyło mnie, że do Santiago pielgrzymuje wielu ludzi całkowicie niewierzących. Większość pragnie chyba w wielodniowym marszu poukładać sobie życiowe sprawy. Piękne było dla mnie w Hiszpanii to, że miejscowe duchowieństwo nie dzieli pielgrzymów na katolików i niekatolików, z jednakowym szacunkiem odnosi się do obu grup. Również społeczność pielgrzymów łączy specyficzna ludzka solidarność, niezależnie od wyznania.
     - Ale w samym założeniu pielgrzymka to czynność religijna.
     - Opodal Santiago znajduje się Przylądek Końca Świata (Cabo Finisterre), który przez wieki uznawany była za kraniec świata. Dziś szlak pielgrzymkowy został uznany przez Unię Europejską za element dziedzictwa kulturalnego kontynentu, więc towarzysząca mu infrastruktura jest finansowo wspierana przez Unię.
     - Skąd wyruszył pan w drogę?
     - Tras jest kilka. Ja wybrałem jedną z trudniejszych, rozpoczynającą się w Saint-Jean-Pied-de-Port prowadzącą przez masyw Pirenejów. Byli jednak i tacy pielgrzymi, którzy wyruszali sprzed drzwi własnego domu w Belgii, Holandii czy Francji. Podobno jedna osoba szła aż z Gdańska. W schroniskach obejrzeć można mapy, na których zaznaczono średniowieczne szlaki pielgrzymkowe. Te sięgające najdalej na Wschód wiodą właśnie od Gdańska przez Toruń.
     - Jak wyglądało przygotowanie do drogi?
     - Zbieranie informacji wiązało się z pewnymi problemami, ponieważ - o ile w Europie szlak do Santiago jest bardzo znany - w Polsce prawie nie ma o nim informacji. Pomocny okazał się Internet, w którym odnalazłem relację pielgrzymów z Krakowa. Ostrzegali przede wszystkim, żeby nie brać zbyt dużego bagażu. Chociaż starałem się skorzystać z tej rady, okazało się, że i tak wziąłem zbyt wiele. A biorąc pod uwagę, że trasa liczy około 800 kilometrów, każdy zbędny kilogram czuje się w mięśniach. Przed wyjazdem próbowałem co tydzień trenować dłuższe marsze, ale na miejscu okazało się, że mój trening był daleko niewystarczający. Na trasie znajdują się symboliczne groby tych pielgrzymów, którzy nie doszli. Ale można przecież pominąć najtrudniejsze odcinki w Pirenejach i rozpocząć pielgrzymkę w Hiszpanii lub w Portugalii, tras jest wiele. Dlatego wędrują ludzie w różnym wieku, czasem zaawansowani w latach. Jedni przechodzą ten szlak w 30, inni w 50 dni.
     - Tak jak w pielgrzymce do Częstochowy.
     - Podobieństwa nie ma. Szlak do Santiago jest bez porównania trudniejszy, prowadzi przez góry, wzdłuż strumieni, polami winogron. Do Częstochowy ludzie maszerują asfaltem, w zwartych pododdziałach, jak wojsko. Ksiądz na czele, klerycy jako podoficerowie. Idzie się tempem dyktowanym przez dowódcę kompanii. Kiedy opowiadałem o tym w Hiszpanii, ludzie nie mogli wyjść ze zdumienia. Do Santiago każdy idzie w indywidualnym tempie, czasem przez pół godziny lub godzinę w towarzystwie, ale na ogół samotnie. Ze znajomymi poznanymi na trasie ustalałem jedynie, w którym schronisku będziemy nocować.
     - Kim są ludzie, którzy podejmują się takiej próby?
     - Trudno powiedzieć, ponieważ w schronisku rzadko mówi się o codziennych obowiązkach. Włoch Pasquale jest menedżerem, Francuzka Dominique - żoną dyplomaty, Jaime z Hiszpanii to zawodowy pianista. Dwóm młodym dziewczynom z Quebecu rodzice zafundowali wędrówkę przed rozpoczęciem studiów. Choć większość pielgrzymów stanowią Hiszpanie, sporo jest Francuzów, Niemców i Włochów. Każdego roku wędrują też setki Amerykanów, Kanadyjczyków, Belgów, a nawet Australijczyków. W zestawieniu statystycznym w schronisku Los Arcos znalazłem kilkudziesięciu Węgrów, Czechów i Japończyków. Szlak przemierzyło nawet 10 Izraelczyków i tylu pielgrzymów z Urugwaju. Polacy w liczbie 9 znajdowali się rubryce "Inni" wraz z Rosjanami, Bułgarami oraz obywatelami Zimbabwe.
     - Wielu pielgrzymów z Polski, którzy przywykli do tego, że sprawy organizacyjne biorą na siebie kościelni organizatorzy, ma zapewne obawy, że nie poradzą sobie, choćby językowo.
     - Nie ma powodu do obaw. Dzięki unijnemu wsparciu szlak usiany jest specjalnymi schroniskami, w których noc można spędzić za 3-5 euro. Jest więc dostępny również dla mniej zamożnych turystów. Warunki są dość spartańskie, ale sprawiają, że pomiędzy ludźmi nawiązuje się więź. Trasa jest doskonale oznakowana, na początku kupuje się "paszport pielgrzyma" podstemplowywany w każdym schronisku. Pielgrzymów wyróżnia symbol muszli, ponieważ w fakturze muszli wszystkie linie zbiegają się w jednym miejscu. Jeśli chodzi o znajomość języków, można sobie oczywiście poradzić z podstawową znajomością angielskiego, niemieckiego czy francuskiego. Ja jednak proponowałbym wziąć przed podróżą kilka lekcji hiszpańskiego. To dość łatwy język, a jego znajomość - nawet podstawowa - bardzo procentuje na trasie. W grupie moich przyjaciół staraliśmy się porozumiewać właśnie po hiszpańsku, który stał się - z przeróżnymi domieszkami - językiem międzynarodowym. Porozumiewałem się nim zarówno z Irlandką Tiną, jak i Japonką Naomi.
     - Co stanowi największą trudność na trasie?
     - Własne nogi. Podczas drogi odpadli ci, którzy narzucili sobie zbyt duże tempo. Nie wytrzymywały mięśnie i stawy. Najtrudniejsze były pierwsze dni w górach. Bywa że trzeba iść pod górę nawet kilka godzin. Ci, którzy się przeforsowali, rezygnowali najczęściej w Burgos. Można było zobaczyć tych ludzi na wielkim dworcu autobusowym, gdzie z łzami żalu w oczach rozjeżdżali się do domów. Po 10 dniach mój organizm nabrał kondycji. Bardzo pomogły polskie buty, które znakomicie sprawdziły się w drodze. Warto o tym wspomnieć, bo nie wytrzymywało często obuwie renomowanych firm, którym dysponowali moi przyjaciele. Większość z nas dotknął jednak tendinitis - guzy opuchlizny na wysokości piszczeli, które znikały jednak po dniu odpoczynku.
     - Co było dla pana celem podróży?
     - Tak jak dla większości - katedra w Santiago. To niesamowite uczucie, kiedy dochodzi się w końcu do celu, a podczas nabożeństwa, prowadzący wita pośród wszystkich innych również "pielgrzyma z Polski".
     - Kusi pana powrót do Santiago?
     - Bez wątpienia jeszcze się tam wybiorę. Chciałbym napisać książkę o fenomenie tego szlaku. Mam też zamiar utworzyć stowarzyszenie skupiające ludzi, którzy przeszli ten szlak i propagować go w Polsce. W przyszłości być może uda się poprowadzić ten szlak od jednego końca Europy do drugiego. Na przyszły rok zamierzam zaprosić przyjaciół zapoznanych na szlaku do Polski. Na początek powędrujemy przez Mazury.
     Po powrocie do Polski spotkało mnie przykre doświadczenie. Rozmawiałem z księdzem, który przeszedł część szlaku. Stwierdził, że raziła go obecność niekatolików na trasie. Jego zdaniem należałoby rozdzielić wierzących i niewierzących, ponieważ ci ostatni zawłaszczają tradycję należną katolikom. Cieszy mnie tylko, że drogą do Santiago de Campostela zawiadują hiszpańscy księża, którzy mają na ten temat zupełnie inne zdanie.
     PS. Włodzimierz Antkowiak prosi o kontakt mailowy osoby, które przeszły szlak do Santiago: [email protected]
     **

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska