Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobrzyń nad Wisłą. Zginął wciągnięty przez zboże, mieszkańcy miasteczka wstrząśnięci

Barbara Szmejter
sxc
Dobrzynianie wstrząśnięci są śmiercią 45-letniego pracownika młyna. Policja już przesłuchała właściciela firmy, na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów.

Czy tragedii, do której doszło w ubiegłym tygodniu w młynie w Dobrzyniu nad Wisłą, można było uniknąć? To pytanie zadają sobie nie tylko bliscy i znajomi tragicznie zmarłego, 45-letniego Wojciecha Sz. Odpowiedzi szuka policja pod nadzorem prokuratury i Państwowa Inspekcja Pracy.

- Byłem świadkiem tej tragedii, przyjechałem w tym samym momencie co karetka pogotowia, w ciągu trzech minut była Straż Pożarna. Jest tylko małe ale... Służby zostały powiadomione dopiero, gdy pracownicy z właścicielem sami nie dali rady pomóc umierającemu koledze. Minęło około 10 minut zanim powiadomiono staż i pogotowie, za późno - pisze na forum www.pomorska.pl jeden z internautów.

Pracowali "na czarno"?
Ktoś inny w mailu do redakcji nie szczędzi ostrych słów: "Ludzie pracowali tam "na czarno". Ten zmarły kolega, jako jeden z nielicznych, miał podpisaną umowę o pracę... Właściciel w tym czasie biegał dookoła i wykrzykiwał pod adresem pracownika: - Co on najlepszego zrobił?

- Ratowaliśmy człowieka, to my wyciągnęliśmy go na zewnątrz, sam robiłem mu sztuczne oddychanie - mówi wlaściciel młyna, prosząc o niepodawanie jego nazwiska. - To były dramatyczne chwile, wiem, że krzyczałem do żony, aby wezwała karetkę. Te tłumy gapiów, schodzących się nie wiadomo skąd, w takich momentach po prostu denerwują. Coś w ich kierunku zawołałem, pewnie niezbyt grzecznie, ale tu chodziło o ludzkie życie, to były ogromne emocje - tłumaczy.

Za wcześnie na wnioski
- Nie wiem, czy było właśnie tak, jak twierdzą Czytelnicy - mówi prokurator Bogdan Wesołowski, szef Prokuratury Rejonowej w Lipnie. - Każdy z elementów, związanych z tą sprawą, będzie sprawdzany przez upoważnione instytucje. Na miejscu tragedii własne czynności wykonywały nie tylko policja i prokuratura, ale także Państwowa Inspekcja Pracy.

Zdaniem prokuratury jest jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek wnioski. Na razie sprawę, pod prokuratorskim nadzorem, prowadzi lipnowska policja. - W charakterze świadka przesłuchaliśmy dotychczas tylko właściciela młyna - mówi Henryk Lach, szef sekcji dochodzeniowo-śledczej w Komendzie Powiatowej Policji w Lipnie.

Nikomu nie przedstawiliśmy jeszcze jakichkolwiek zarzutów.
Wojciech Sz. pozostawił żonę i troje dzieci. - Zajmę się tą rodziną - deklaruje właściciel młyna. Czuje, że pracownikowi, który był zatrudniony w firmie 15 lat, jest to po prostu winien.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska