Czy tragedii, do której doszło w ubiegłym tygodniu w młynie w Dobrzyniu nad Wisłą, można było uniknąć? To pytanie zadają sobie nie tylko bliscy i znajomi tragicznie zmarłego, 45-letniego Wojciecha Sz. Odpowiedzi szuka policja pod nadzorem prokuratury i Państwowa Inspekcja Pracy.
- Byłem świadkiem tej tragedii, przyjechałem w tym samym momencie co karetka pogotowia, w ciągu trzech minut była Straż Pożarna. Jest tylko małe ale... Służby zostały powiadomione dopiero, gdy pracownicy z właścicielem sami nie dali rady pomóc umierającemu koledze. Minęło około 10 minut zanim powiadomiono staż i pogotowie, za późno - pisze na forum www.pomorska.pl jeden z internautów.
Pracowali "na czarno"?
Ktoś inny w mailu do redakcji nie szczędzi ostrych słów: "Ludzie pracowali tam "na czarno". Ten zmarły kolega, jako jeden z nielicznych, miał podpisaną umowę o pracę... Właściciel w tym czasie biegał dookoła i wykrzykiwał pod adresem pracownika: - Co on najlepszego zrobił?
- Ratowaliśmy człowieka, to my wyciągnęliśmy go na zewnątrz, sam robiłem mu sztuczne oddychanie - mówi wlaściciel młyna, prosząc o niepodawanie jego nazwiska. - To były dramatyczne chwile, wiem, że krzyczałem do żony, aby wezwała karetkę. Te tłumy gapiów, schodzących się nie wiadomo skąd, w takich momentach po prostu denerwują. Coś w ich kierunku zawołałem, pewnie niezbyt grzecznie, ale tu chodziło o ludzkie życie, to były ogromne emocje - tłumaczy.
Za wcześnie na wnioski
- Nie wiem, czy było właśnie tak, jak twierdzą Czytelnicy - mówi prokurator Bogdan Wesołowski, szef Prokuratury Rejonowej w Lipnie. - Każdy z elementów, związanych z tą sprawą, będzie sprawdzany przez upoważnione instytucje. Na miejscu tragedii własne czynności wykonywały nie tylko policja i prokuratura, ale także Państwowa Inspekcja Pracy.
Zdaniem prokuratury jest jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek wnioski. Na razie sprawę, pod prokuratorskim nadzorem, prowadzi lipnowska policja. - W charakterze świadka przesłuchaliśmy dotychczas tylko właściciela młyna - mówi Henryk Lach, szef sekcji dochodzeniowo-śledczej w Komendzie Powiatowej Policji w Lipnie.
Nikomu nie przedstawiliśmy jeszcze jakichkolwiek zarzutów.
Wojciech Sz. pozostawił żonę i troje dzieci. - Zajmę się tą rodziną - deklaruje właściciel młyna. Czuje, że pracownikowi, który był zatrudniony w firmie 15 lat, jest to po prostu winien.