- Rzadki widok, dyrektor Pijanowski w garniturze.
- Kiedy trzeba, mam garnitur, ale lubię luz, pomaga mi w pracy.
- Widziałam pana w akcji z artystami, którzy przyjeżdżają do Dworu Artusa. Nie traktuje ich pan ze szczególnym namaszczeniem, ale po partnersku, jak dobry znajomy. Ubija pan z nimi interesy. Nawet z Olgą Tokarczuk pan ubił.
- Powiem tak: dla miasta wszystko. To nie jest mój prywatny interes, ale nas wszystkich, bo dzięki temu literacki prestiż miasta wzrośnie. Olga Tokarczuk jest laureatką nagrody Nike, ale też nagrody Lindego i przez to czuje się mocno związana z Toruniem, więc zapewniła swoją pomoc, która może też nam się przydać w zdobyciu tytułu Europejskiej Stlicy Kultury 2016. Byłoby to toruńskie stypendium literackie, bardzo podobne do tych, z których za granicą korzysta Olga. Miasto Goetz jest tu dobrym przykładem - niewielkie, a takie stypendia ma.
- Ma każde europejskie, duże miasto. W Polsce byłoby to kolejnym, po Krakowie, fenomenem na skalę kraju. Nikt więcej takiej pomocy nie organizuje. Czy chodzi o takie stypendia, w których pisarz z europejskiego kraju mieszkałby trzy miesiące w Toruniu w wynajętym przez miasto mieszkaniu, dostawał pieniądze na utrzymanie i spokojnie sobie tworzył?
- Dokładnie o takie. Jak w krakowskiej Willi Decjusa. Żadne inne miasto w Polsce nie wyszło jeszcze z takim pomysłem. Przedstawiłem tę propozycję prezydentowi Michałowi Zaleskiemu i przyjął ją z entuzjazmem. To zresztą nie są wielkie koszty dla miasta, jakieś 21 tys. zł.
- A co z tego będzie miał Toruń?
- Bardzo dużo. Przez trzy miesiące pisarz, np. z Holandii żyje w Toruniu i pisze powieść. Umowę z nim można tak skonstruować, że akcja książki rozgrywać się będzie w Toruniu, a to nas rozsławi w Europie. Przecież nasze miasto jest tak magiczne, że autor z przyjemnością osadzi w nim bohatera.
- Jaką rolę odgrywałaby w tym projekcie Olga Tokarczuk?
- Weszłaby do rady programowej. Dzięki niej ściągalibyśmy najciekawsze nazwiska ze świata pisarzy. Nasze miasto mogłoby się stać ich przystanią, natchnieniem.
- Dlaczego uważa pan, że warto w coś takiego inwestować, a nie np. w masową imprezę?
- No, rzeczywiście, za 20 tys. zł jesteśmy w stanie zorganizować część koncertu Leszka Możdżera.
- Ale już trzy koncerty grupy Bayer Full, a Shazza do negocjacji.
- Albo półtora koncertu Majki Jeżowskiej. Ale tak poważnie, jeśli Dwór Artusa jest prestiżowy, warto robić w nim rzeczy na poziomie. Jeśli prezydent Sopotu chciałby właśnie u nas prezentować Sopot w lutym, dobijają się do nas największe gwiazdy i sami mieszkańcy mówią mi, że imprezy na wysokim poziomie to strzał w dziesiątkę, to przecież oznacza, że to, co robimy, jest ważne i potrzebne.
- A dużo się działo w ubiegłym roku w Dworze Artusa. Więcej niż w ubiegłych latach.
- Nie chcę oceniać, czy kiedyś było gorzej niż teraz, ale starałem się mieszkańcom i gościom przedstawić bogaty program artystyczny. Mieliśmy tu Festiwal Filmów Górskich, wystawę Press Foto, Wolne Rynki Poetyckie i mnóstwo koncertów na wysokim poziomie i z dużą frekwencją. Ale proszę pamiętać, że mamy historyczny budynek i ubiegły rok był też rokiem remontów - wymiana instalacji elektrycznej, świateł na Sali Wielkiej, nowa strona internetowa, założenie sieci multimedialnej. W 2011 r. Dwór Artusa stanie się miejscem, gdzie będą obradować ministrowie z Unii Europejskiej, więc musimy odrestaurować Salę Wielką, wyszlifować parkiety.
- Stać na to Dwór Artusa?
- Mieliśmy w ub. r dotację - 17 tys. zł miesięcznie, plus dotację celową - 100 tys. zł i jeszcze udało się mi pozyskać 115 tys. zł na oświetlenie i rzutnik. Musimy więc wypracowywać pieniądze. Część rzeczy pokrywają sponsorzy.
- Chętnie?
- Ależ skąd. Pamiętajmy, że ubiegły rok minął nam pod znakiem kryzysu.
- Co więc pan robi, aby ich przekonać?
- Ponad 70 tys. udało mi się pozyskać na wydarzenia artystyczne i jeszcze 30 tys. na inne cele. Ale o tym, co robię, aby zdobyć te pieniądze, nie powiem. Dwór Artusa od 1311 roku zawsze ściągał artystów, tylko kiedyś to artyści płacili Dworowi za występ, teraz my musimy płacić im. Dobre nazwiska kosztują.
- Ile?
- Ponad dziesięć tysięcy złotych, a nawet kilkadziesiąt tysięcy za dobrego muzyka.
- A jak się panu udało przekonać torunian do poezji? "Struna Światła“ pęka w szwach podczas Wolnych Rynków Poetyckich.
- Fantastyczni ludzie, studenci, miłośnicy poezji, przychodzą i czytają swoje wiersze! Toruń jest wypełniony poezją, literaturą, dlatego zburzyliśmy mit, że poezja i proza źle się sprzedają.
- Pan też jest poetą. Nie żal panu, że funkcja dyrektora zdominowała pana twórczość?
- Żal.
- A co z tym żalem pan zrobi?
- Wszedłem w stan twórczej hibernacji, ale dopóki mogę, będę pomagał innym artystom. Jako menadżer mam pociąg rozpędzony do 250 km na godzinę. Trudno się zatrzymać wieczorem, by jeszcze tworzyć. Poczekam z tym chyba do emerytury, choć i tak będę się starał napisać parę razy w miesiącu kilka stron.