Do wybuchu nagromadzonego gazu doszło krótko przed godz. 8. 67-letnia kobieta już wstała z łóżka, doznała 20 proc. obrażeń ciała. Jej mąż jeszcze leżał na kanapie. Doszło do eksplozji. Może ktoś zapalił papierosa, może włączyła się lodówka i doszło do spięcia. W każdym razie w pomieszczeniu musiało być już dużo uwolnionego gazu z 11 kg butli, która znajdowała się w kuchni.
Zmieniali ją dzień wcześniej. Trzeba wyjaśnić - czy doszło do rozszczelnienia, czy też może był wadliwy przewód lub reduktor. Po wybuchu doszło do pożaru rogu budynku, ale z tym strażacy szybko sobie poradzili. Gdy strażacy dostali wezwanie od dyżurnego, wiedzieli już, że są poszkodowani.
Zobacz zdjęcia: "Wychodzę na chwilę, wracam z pełnym koszem!" Lasy pełne grzybów [zdjęcia od Czytelników]
Kobieta w szoku biegała po pokojach (miała poparzone m.in. dłonie, spalone włosy - 20 proc. ciała). Jej mąż był na zewnątrz, w otoczeniu rodziny i sąsiadów. Nikt nie wiedział, jak można mu pomóc. Strażacy są przeszkoleni. W swojej torbie medycznej mieli żelowe opatrunku, które nakłada się na poparzenia.
Tak też zrobili i natychmiast wezwali pomoc medyczną. Niestety, śmigłowiec ze względu na warunki pogodowe nie mógł przylecieć. Poszkodowanych zabrała więc karetka. Zawiozła ich do Szpitala Specjalistycznego w Chojnicach. Stamtąd mieli zostać przetransportowani do szpitala w Gryficach.
Jak się dowiedzieliśmy, poparzenia 66-letniego mężczyzny są na tyle poważne, że zagrażają nawet jego życiu. Mężczyzna zaraz po wybuchu był przytomny, ale najprawdopodobniej miał poparzone drogi oddechowe.
INFO Z POLSKI 19.10.2017 - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju