To miał być jeden z najpiękniejszych dni w życiu pani Anety. Okazał się horrorem, którego długo nie zapomni. Mimo że przebywała w szpitalu, nie mogła liczyć na opiekę, jakiej oczekiwała.
- Moja wnuczka przyszła na świat tydzień temu, a ja ciągle mam przed oczami to, co się wydarzyło
- nie ukrywa pani Teresa, matka Anety Danek. -
W ten dzień z samego rana dzwoniła do mnie córka, była bardzo zaniepokojona, mówiła, że lekarze i pielęgniarki ją ignorują, każą „trzymać” dziecko, nie rodzić, bo mają inne zabiegi i porody. Na początku próbowałam ją uspokoić, byłam przeświadczona, że nic jej nie grozi, jest pod fachową opieką. Córka jednak wciąż dzwoniła, ostatni jej telefon był błaganiem o pomoc...
-
Nic nie wskazywało na to, że poród rozwinie się tak szybko. Kiedy badałem pacjentkę miała zaledwie 4 cm rozwarcia, do pełnego czyli 6 jest jeszcze długa droga. Poród pani Anety nazywamy potocznie tzw. porodem ulicznym, nikt nie jest przewidzieć jego przebiegu
– tłumaczy ordynator Wojciech Wiktorowicz.
Przerażona pani Teresa natychmiast pobiegła do szpitala. Jak relacjonuje zastała córkę w końcowej fazie porodu. Obok niej nie było ani położnej, ani lekarza, ani pediatry, który po narodzinach powinien zająć się dzieckiem. Na sąsiadującym łóżku leżała inna kobieta w zaawansowanej ciąży, to wszystko miało się dziać na jej oczach.
- Panicznie bałam się o dziecko, że się po prostu udusi
i - relacjonuje pani Teresa.
Wyszłam na korytarz, wołałam o pomoc. Córka cały czas naciskała na dzwonek, płakała z bólu i ze strachu. Miała drgawki. Jeden z lekarzy powiedział, że zapyta kierownika, co robić dalej. Nawet nie wszedł, żeby ją zbadać, zobaczyć, czy wszystko w porządku. Ordynator krzyczał na nas, że mamy się ogarnąć i nie robić afery. Nie było już na nic czasu. Anetka zaczęła rodzić. Widziałam główkę dziecka... W ostatniej chwili do sali wszedł trzeci doktor i podniósł dziecko do góry... Wody płodowe były zielone.
Zdaniem dr W. Wiktorowicza sprawa wyglądała całkiem inaczej. Lekarz, który przyszedł na wołanie pacjentki, od razu wezwał do niej dwie położone, które odebrały poród
. –
Przyczyną zielonych wód płodowych jest zwykle obecność tzw. smółki, czyli pierwszego kału wydalanego przez dziecko, to normalne zjawisko
– dodaje doktor.
Nowy Kodeks pracy 2019: zmiany dotyczące kobiet w ciąży. Prz...
Po porodzie pielęgniarka zabrała niemowlę, pani Anecie podano kroplówkę. Matka i dziecko zostały pozbawione możliwości pierwszego kontaktu, tak zwanego skóra do skóry. To ważny momenty w życiu zarówno noworodka, jak i matki, jest początkiem budowania więzi opartej na bliskości i bezpieczeństwu. Ma wpływ także na szybsze rozpoczęcie laktacji.
- Potraktowano mnie jak psa
- uważa pani Aneta. -
Mocne słowa? Nie, nic nie jest w stanie opisać tego, co przeżyłam. Niewyobrażalnego strachu o życie mojej córeczki. Chodziłam na kolanach z bólu, wołałam o pomoc, pielęgniarki zamykały drzwi i kazały mi nie krzyczeć... Nigdy tego nie zapomnę. Nie usłyszałam słowa przepraszam. Za to na drugi dzień jeden z lekarzy zapytał: „To co, następne dziecko urodzisz na moście?”. Czy to, co przeżyłam, to dla nich żart? Czy to, że zagrożone było życie moje i małej, to żart? Czy to, że nie mogłam liczyć na niczyje wsparcie, to dobry kawał?
Pani Aneta dodaje, że cierpiała na ciążę cukrzycową i potrzebowała szczególnej opieki. To była jej trzecia ciąża.
- Po porodzie nikt nie pytał, jak się czuję. Nic mi nie wyjaśnił. Dopiero na trzeci dzień dyżur miał lekarz, który tamtego dnia odebrał moją córeczkę. On jako jedyny zainteresował się moim zdrowiem. Jestem mu za to wdzięczna
- podkreśla kobieta.
Szpital w Skwierzynie należy do Grupy Nowy Szpital. Od jej rzeczniczki Marty Pióro otrzymaliśmy taki komentarz w sprawie porodu Anety Danek: „Przykro nam, że taka sytuacja miała miejsce. Z informacji zebranych od personelu medycznego wynika, że personel był obecny podczas porodu i zrobił wszystko, co było możliwe w tej sytuacji, aby zapewnić pacjentce i dziecku bezpieczeństwo. Rozmawialiśmy z pacjentką, wyjaśnialiśmy Pani tę sytuację i dalej jesteśmy gotowi udzielić Pani wszelkich informacji i wsparcia. Zdarzają się takie sytuacje, że poród rozwija się w sposób bardzo dynamiczny i trudno to przewidzieć”.
Joanna Pietrusiewicz, prezes Fundacji Rodzić po Ludzku, przyznaje, że kobietom po takich trudnych doświadczeniach często potrzebna jest pomoc psychologiczna. - Myślę, że warto też, żeby pani Aneta jak najszybciej skontaktowała się z dyrektorem szpitala i przedstawiła mu swoją sytuację oraz poprosiła o wyjaśnienie. Może także napisać pismo w tej sprawie, opisując całe zdarzenie - podpowiada. - Na naszym portalu kobiety dobrze oceniają opiekę w tym szpitalu, mam zatem nadzieję, że tym bardziej ordynatorowi będzie zależało na wyjaśnieniu tej sytuacji. Warto także poprosić o kopię dokumentacji medycznej, zapoznać się z nią i jeśli zdarzenia odbiegają od tego, co pamięta kobieta, to wnieść do tego sprzeciw.
To, jak traktowane są kobiety w ciąży to skandal! - przyznaj...
Sprawą zainteresowaliśmy też Bartłomieja Chmielowca, rzecznika praw pacjenta. „(...) pragnę zaznaczyć, że przedstawiona (...) wersja zdarzeń budzi szereg wątpliwości co do postępowania personelu medycznego. Pod wątpliwość stawia właściwą opiekę nad pacjentką, w tym monitorowanie jej stanu podczas porodu czy też pozostawienie pacjentki „samej sobie”, w przypadku gdy zgłaszała określone dolegliwości” - czytamy w odpowiedzi.
- Dopiero w dniu wyjścia, po widocznej interwencji dyrekcji, ordynator przyszedł i rzucił mi wymuszone „przepraszam”... O tym, co przeżyłam, jednak długo nie zapomnę - zaznacza pani Aneta. Rozważa złożenie skargi na szpital w Skwierzynie do Narodowego Funduszu Zdrowia i do prokuratury.
„(...) pacjentka w pierwszej kolejności powinna sprawę zgłosić do kierownika placówki medycznej, który jako pracodawca może przeprowadzić postępowanie celem wyjaśnienia zaistniałych zdarzeń i wyciągnąć ewentualne konsekwencje z tytułu naruszenia obowiązków służbowych przez poszczególnych pracowników. Najlepiej jest złożyć skargę pisemnie, gdyż kierownik placówki również będzie zobowiązany odpowiedzieć na piśmie” - radzi Bartłomiej Chmielowiec. „Inną możliwością działania jest zgłoszenie sprawy do okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy (w przypadku zastrzeżeń do pracy konkretnego lekarza) lub okręgowego rzecznika odpowiedzialności pielęgniarek i położnych (w przypadku zastrzeżeń do pracy konkretnej pielęgniarki). Sprawy przed tymi Rzecznikami będą toczyć się w zakresie odpowiedzialności zawodowej lekarza lub pielęgniarki. W zakresie możliwego naruszenia praw pacjenta - sprawą może zająć się także Rzecznik Praw Pacjenta. Dlatego proponuję, aby pacjentka złożyła stosowny wniosek do Rzecznika, który będzie zawierał szczegółowy opis sprawy, nazwę podmiotu leczniczego, dane pacjentki, wraz z posiadaną dokumentacją medyczną. (...) Istnieje również możliwość wystąpienia z roszczeniem na drogę powództwa cywilnego, jeżeli pacjentka jest zainteresowana uzyskaniem zadośćuczynienia lub odszkodowania”.
- Jest mi bardzo przykro, że taka sytuacja miała miejsce. Nasz oddział cieszył się dotąd dobrą opinią. To była bardzo stresująca dla nas wszystkich sytuacja. Najważniejsze, że pani Aneta i jej dziecko są zdrowie
– dodaje dr W. Wiktorowicz.
Zobacz też: Magazyn Informacyjny Gazety Lubuskiej (19.10.2018)