49-letni kierowca polskiej ciężarówki zatrzymał się na nocleg w ustronnym placu obok dworca kolejowego w czeskim Krnovie.
W piątek o 7.00 rano miał wyruszyć w dalszą drogę do Polski, do Gostynia w Wielkopolsce. Nie wyjechał, nie odbierał także telefonu komórkowego od swoich przełożonych.
Dzięki nadajnikowi GPS jego szefowie wiedzieli jednak, że auto ciągle stoi na czeskim parkingu, około 25 kilometrów od polskiej granicy.
O godzinie 10.00 zdecydowali się zamieścić apel o pomoc w odszukaniu kierowcy do użytkowników portalu internetowego dla kierowców.
- Przeczytałem ten apel. Z Prudnika to niedaleko, więc pojechałem sprawdzić co się stało - opowiada pan Wojtek z Prudnika. - Firma tego kierowcy przysłała mi dokładne współrzędne, gdzie znajduje się ciężarówka. Kiedy dojechałem na miejsce, były tam już trzy radiowozy czeskiej policji, a policjanci odgradzali samochód taśmą. Powiedzieli mi, że kierowca jest martwy w kabinie, a na miejsce ma dojechać koroner.
Pan Wojtek skontaktował czeskich policjantów z firmą z Gostynia i służył za tłumacza. Jak mówi - martwy Polak siedział w kabinie na bocznym siedzeniu pasażera.
Firanki w miejscu do spania były jeszcze zasłonięte, więc musiał chwilę wcześniej wstać.
Dochodzenie w sprawie śmierci polskiego kierowcy będzie prowadzić czeska policja.
