Na niespełna pół roku przed wyborami samorządowymi Bogdan Dzakanowski, lider Bydgoskiej Bramy Porozumienia, jest jedynym politykiem prowadzącym aktywną kampanię.
Czytaj: Bydgoszcz. Od piątku nowe ulgi w komunikacji miejskiej
Ośmielony sukcesem, jakim było przegłosowanie jego projektu uchwały przywracającej ulgi w komunikacji miejskiej, zaprosił wczoraj na Wyspę Młyńską Rafała Bruskiego. Spotkanie zorganizował w samo południe, na kładce przy operze, na której zakochani od lat wieszają kłódki.
- Wybraliśmy mostek miłości na zachętę, i jako deklarację naszych intencji - tłumaczył już na miejscu. Wyjaśnił też, że tematem spotkania z prezydentem będą "ważne dla miasta" tematy. - Skupiamy 31 różnych organizacji, a mimo to prezydent systematycznie olewa wszystkie nasze zaproszenia. A mamy wiele istotnych spraw do omówienia. Choćby sprzedaż KPECu, przez którą miasto straci gigantyczne dywidendy.
- A ile one wynoszą? - pytamy gospodarza spotkania, czym od razu wprawiamy go w chwilową zadumę. - Nie pamiętam, może być i 500 milionów. Sprawdzę dla pewności i jeszcze dziś oddzwonię - pada w końcu pełna powagi odpowiedź.
A kiedy było już pewne, że prezydent nie przyjdzie, lider BBR pokusił się jeszcze o wyraz autentycznej troski i szczerego rozgoryczenia: - To nie ja dostałem kosza, tylko prezydent złamał serca bydgoszczan. Mógł chociaż zadzwonić i powiedzieć, że nie przyjdzie...
Ratusz tymczasem potraktował akcję B. Dzakanowskiego jako oczywistą farsę.
- Dlatego trudno merytorycznie ją ocenić - przyznaje Marta Stachowiak, rzeczniczka prezydenta Bydgoszczy. - Już sam fakt, że zaproszenie dostaliśmy ledwie dzień przed terminem, nie pozwolił nam potraktować go z należytą powagą. Prezydent już wcześniej miał zaplanowane w tym czasie inne, i raczej ważniejsze obowiązki - tłumaczy rzeczniczka.
Czytaj e-wydanie »