Ten temat pojawia się praktycznie w każdym sezonie grzewczym. Czytelnik zaalarmował redakcję o sprawie w czwartek 30 stycznia rano.
- W środę wieczorem przejeżdżałem obok dworca z żoną i dziećmi – relacjonuje Czytelnik. - Od tego dymu w aucie śmierdziało w dłuższą chwilę. Czułem się jak w burzy piaskowej. Nic nie było widać. Ściana dymu od peronów autobusowych do stacji benzynowej.
Na dym z dworcowego komina narzekają też pasażerowie MPK. W okolicy są przecież przystanki. Włocławianie narzekają, że oczekiwanie na autobus nie należy do przyjemnych. W środę sytuacja musiała zaniepokoić więcej osób, bo zgłoszenie wpłynęło też do straży miejskiej.
- Nasi strażnicy byli na miejscu, w przydworcowej kotłowni – mówi Dariusz Rębiałkowski, rzecznik prasowy Straży Miejskiej we Włocławku. - Na miejscu nie zaobserwowano nic niepokojącego. W piecu palono węglem.
W styczniu do dyżurnego SM wpłynęło w sumie już pięć zgłoszeń w sprawie dymu z dworcowej kotłowni. W listopadzie i grudniu 2019 roku były też dwie interwencje w tej sprawie. Za każdym razem nie stwierdzono nieprawidłowości.
- W poprzednim sezonie grzewczym na miejsce udał się też eko-patrol – dodaje Rębiałkowski. - W dymie nie było żadnych przekroczeń norm.
W tej konkretnej sprawie napisaliśmy też do PKP. Czekamy na odpowiedź. Przypomnijmy, że w zeszłym roku informowano nas, że opał dostarczany jest przez firmę wyłonioną w przetargu, a jego próbki są regularnie poddawane kontroli, zgodnie z procedurą.
Wideo. Dym na dworcu we Włocławku
