Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci odebrane rodzicom. "Niezaradnym rodzicom trzeba pomóc, nie ich niszczyć"

Katarzyna Piojda
Katarzyna Piojda
Rodzice mieli dowieźć swoją czwórkę do domu dziecka. Nie zrobili tego, więc pracownicy placówki przyjechali po dzieci. Nie było tragicznych scen, ale łatwo nie było.
Rodzice mieli dowieźć swoją czwórkę do domu dziecka. Nie zrobili tego, więc pracownicy placówki przyjechali po dzieci. Nie było tragicznych scen, ale łatwo nie było. Tomasz Hołod
Małżeństwo ma czworo dzieci. Te dzieci zostały odebrane. - Nie powinny, bo krzywda im się nie działa. Dopiero teraz dzieje - mówią znajomi rodziny.

Zobacz wideo: Pensja minimalna w 2023. Będzie dwukrotna podwyżka

od 16 lat

Rodzina mieszka w wyjątkowo małej miejscowości w powiecie lipnowskim. - To, co ją spotkało, też jest wyjątkowe. Wyjątkowo niesprawiedliwe - uważa znajoma rodziny. Ona opowiada, co się wydarzyło. Matka i ojciec nie mają sił rozmawiać.

- Ania i Rafał od zawsze wynajmowali mieszkania - zaczyna kobieta. - W ostatnich latach kilka razy przeprowadzali się z czwórką swoich dzieci. Nie z własnej woli. Życie tak im wychodziło. Dobrze, że wciąż mieszkają w okolicy.

Najpierw wynajmowali mieszkanie w kamienicy na poddaszu.
- Pewnie zostaliby tam przez 10 czy 20 lat, ale nadeszła burza i zerwała fragment dachu - wspomina znajoma rodziny. - Dom nie nadawał się do dalszego zamieszkania. Gmina szybko znalazła lokatorom mieszkanie zastępcze. Żadna żywa dusza nie chciałaby do niego trafić, ponieważ to mieszkanie na cmentarzu. Ania i Rafał ze swoją gromadką wytrzymali tam półtora miesiąca.

Zasiłki z opieki społecznej

Przeprowadzili się znowu do mieszkania, którego właścicielem była prywatna osoba. Znajoma kontynuuje: - Ania dotychczas zajmowała się wychowywaniem dzieci, a Rafał pracował jedynie dorywczo lub wcale. Ośrodek pomocy społecznej przekazywał im zasiłki. Prywatny właściciel mieszkania prowadził firmę rolną. Umówił się z nimi, że małżonkowie nie będą płacić za mieszkanie, tylko odpracują czynsz. Ania z Rafałem na to przystali.

Praca na roli najemcom podobała się do czasu. - Gospodarz dawał im coraz więcej roboty. Przykładowo pół miesiąca pracowali na mieszkanie, ale za pracę w drugiej połowie miesiąca powinni otrzymać zapłatę. Nie otrzymywali. Zaczęły się kłótnie między właścicielem a lokatorami. Oni rzucili robotę. On kazał im opuścić mieszkanie.

Ania z Rafałem długo szukali innego mieszkania. - Właściciel uznał, że za długo, a skoro nie płacili mu za lokal, odciął im prąd. Gdzieś tak trzy tygodnie go nie mieli. Ania ugotować obiadu nie mogła, ani wyprać, bo kuchenka i pralka przecież na prąd są. Dodatkowo, przez dzień czy dwa, w mieszkaniu nie było wody. Dzieci poszły do szkoły nieumyte, w poplamionych ciuchach. To było niedawno, na początku nowego roku szkolnego. Potem rodzina wyprowadziła się od prywaciarza. Mają znowu normalne warunki, chociaż daleko im do luksusów, jak w apartamentowcu. Rafał na początku września wreszcie znalazł stałą pracę. Przedsiębiorstwo oczyszczania go zatrudniło.

Szok nr 1 i 2

Wygląda na to, że zmiana adresu i podjęcie pracy przez pana wydarzyły się za późno. Wkrótce przyszła informacja z sądu „o umieszczeniu w instytucjonalnej pieczy zastępczej małoletnich”. Dla Ani i Rafała to był szok numer 1.

Szok numer 2 nastąpił, gdy dowiedzieli się o postanowieniu sądu. Czytamy w nim: „Proszę dowieźć dzieci (... - tutaj padają imiona i nazwiska małoletnich - przyp. red.) w terminie (... - padają daty - przyp. red.) do placówki opiekuńczo-wychowawczej (... - tu wskazany jest adres - przyp. red.). Prosimy również zabrać rzeczy osobiste, szkolne oraz szczegółową dokumentację medyczną małoletnich, określającą ich stan zdrowia i ewentualne zalecenia lekarskie, w tym książeczki zdrowia i ostatnie świadectwa szkolne”.

Matka z ojcem książeczek zdrowia i świadectw nie spakowali, gdyż nie zawieźli młodych do domu dziecka, oddalonego od ich mieszkania o ponad 300 kilometrów. - Jak termin upłynął, po małą ekipę zjawiła się kuratorka, pracownica ośrodka opieki społecznej i pani z domu dziecka, wskazanego w piśmie. Dzieci od ponad tygodnia przebywają w placówce daleko od domu.
O tym domu rodzinnym znajoma pary dalej opowiada. - Fakt, rodzina miała przydzielonego asystenta z pomocy społecznej. Ania i Rafał są trochę niezaradni, tzn. niezaradni życiowo. Nie załatwią spraw w urzędzie. Nie napiszą pisma do instytucji. Z przypilnowaniem małych przy lekcjach tak samo mieli kłopot, dlatego dzieci kiepsko się uczyły.

Nasza rozmówczyni podkreśla, że brak prądu w mieszkaniu mógł przyczynić się do odłączenia dzieci od rodziców.

- Rodzina była pod nadzorem kuratora. Z poprzednim panem kuratorem małżeństwu dobrze się współpracowało. Ania i Rafał z szacunkiem o nim się wypowiadali. Zmienił się jednak kurator. Teraz rodzinę odwiedza pani kurator. Wiedziała, że w domu, znaczy: tym poprzednim, tymczasowo nie ma prądu. W mieszkaniu pojawiła się, gdy nie było też wody. Musiała powiadomić sąd o złych warunkach mieszkaniowych. Tyle że krótko po jej wizycie, Ania i Rafał z dziećmi przeprowadzili się do innego, czyli już normalnego, mieszkania. Dzwonili do pani kurator, żeby przyszła i zobaczyła, jak teraz mają. Do dziś się nie pofatygowała.

Załamanie rodziców

Znajoma rodziny mówi o załamaniu rodziców odebranych dzieci. - Nadal nie wiedzą, jaki był konkretny powód odebrania. Tu nie ma meliny. W więzieniu też nie siedzieli. Są może nieudolni, ale nieudolnemu człowiekowi trzeba pomóc, a nie go niszczyć. Ania z natury jest zamknięta w sobie. Teraz zrobiła się jeszcze bardziej wycofana. Płacze, nie odzywa się. Rafał też ledwo funkcjonuje. Pracuje, ile się da, byle nie wracać do domu bez dzieci. Utrzymują z dziećmi kontakt jedynie telefoniczny. Rodzice zamierzają walczyć o dzieci, wynajmując prawnika. Nie mają jednak na niego pieniędzy.

Przemysław Kępiński, prezes Sądu Rejonowego w Lipnie: - Zostały ujawnione okoliczności, które z uwagi na zagrożenie dobra dzieci wymagały natychmiastowej reakcji Sądu Opiekuńczego i dlatego postanowieniem z 7 października 2022 Sąd udzielił zabezpieczenia w sprawie i umieścił małoletnich w instytucjonalnej pieczy zastępczej do czasu prawomocnego zakończenia postępowania normującego sytuację małoletnich i poddał uczestników nadzorowi kuratora sądowego w zakresie podejmowania działań w kierunku powrotu małoletnich do domu rodzinnego.

Sąd podkreśla, że to postanowienie ma charakter tymczasowy.
Podobne sytuacje się zdarzają. W Lipnie mieszkała kobieta z ośmiorgiem dzieci i schorowanym ojcem. Na 36 metrach z oddzielną ubikacją. Ulicą trzeba było do niej iść. Połowa dzieci została zabrana do placówki. Matka podejrzewała, że to ze względu na warunki mieszkaniowe i biedę.

- Od teraz sąd nie może odebrać dziecka z powodu biedy - ogłosiło w 2016 roku Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Wtedy weszła w życie nowelizacja Kodeksu Rodzinnego. Zawiera przepisy zakazujące odbierania dzieci prawnym opiekunom wyłączenie z powodu złej sytuacji materialnej.

Marek Michalak, Rzecznik Praw Dziecka, przekonywał: - Dzieci nie są w Polsce zabierane z rodziny powodu biedy. Przed ubóstwem musiała być inna przyczyna, chociażby skrajne zaniedbanie, uzależnienia, przemoc.
Znajoma Ani i Rafała kończy: - Przemocy nie było. W domu dzieciom krzywda się nie działa. Ona teraz się dzieje, gdy dzieciaki są daleko od domu.

P.S. Imiona pary zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska