W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy odbyła się dziś kolejna rozprawa w procesie Aiela O. Ten dobrze znany bydgoskim policjantom mężczyzna jest oskarżony o to, że nocą 23 marca ubiegłego roku brutalnie napadł na Wojciecha Bielawę, dziennikarza bydgoskiego portalu fordon.gazeta.pl.
Ranny tylko dzięki natychmiastowej pomocy uniknął śmierci. Ostrze noża trafiło w śledzionę. Jeszcze tej samej nocy chirurdzy musieli usunąć pacjentowi uszkodzony organ.
Dziś sąd zbadał zapis z kamer przy ulicy Długiej oraz przy wejściu do klubu Metro, w którym feralnej nocy Bielawa bawił się razem z dwoma kolegami.
Na nagraniu sprzed klubu widać było grupkę młodych ludzi. O godzinie 4.27 kamera zarejestrowała Bielawę wychodzącego z pubu w towarzystwie znajomych. Kilka minut później na tym samym zapisie widać było, jak ranny mężczyzna powrócił przed klub. Z kolei inna kamera, która nagrywała obraz ulicy Długiej i okolic placu Kościeleckich o godzinie 4.31 zarejestrowała Bielawę i dwóch jego kolegów idących taksówki przy Podwalu.
Na żadnym nagraniu nie widać momentu napaści. - Zostałem zaatakowany po przejściu kilkunastu metrów - zeznawał Bielawa jeszcze w październiku, na rozprawie otwierającej proces. - Początkowo myślałem, że to mocne uderzenie, albo kopnięcie w plecy. Oskarżony zaczął bić mnie pięściami celując w twarz. Trafiał w ręce, bo zasłaniałem się.
Przeczytaj także: Dziennikarz ugodzony nożem na ul. Długiej w Bydgoszczy
Według zeznań, koledzy pomogli pobitemu wsiąść do taksówki. Dopiero jednak w przychodni Medic w Fordonie okazało się, że rana, jaką otrzymał w plecy, jest bardzo głęboka.
Na nagraniu z monitoringu przy wyjściu z klubu Metro tej samej nocy zarejestrowana została inna bójka.
- Czy rozpoznaje pan kogoś z uczestników tego zajścia - sędzia Bartosz Lau zapytał Bielawę.
- Nikogo nie rozpoznaję - padła odpowiedź.
Dziś na sali zabrakło ostatniego świadka. Sądowi nie udało się doręczyć wezwania Agnieszce Ł. Będzie wzywana jeszcze raz.
Przeczytaj także: Ostrze trafiło w śledzionę. Rozpoczął się proces za napad na bydgoskiego dziennikarza
Na salę prosto z więzienia został jednak doprowadzony Ariel O. Z racji tego, że 18 stycznia mija termin jego tymczasowego aresztowania, a napoczątku lutego mężczyzna kończy odsiadkę za wcześniejsze przestępstwa, sąd przedłużył mu areszt o kolejne dwa miesiące. Prokurator wnioskowała o to samo.
Obrońca był przeciwny: - Wysoki sądzie, żaden z dowodów w sprawie jak dotąd nie wskazuje na winę mojego klienta - zaznaczył mec. Wojciech Mazur.
31-letniemu Arielowi O. grozi do 10 lat więzienia. Sąd odroczył rozprawę do 20 lutego.
Czytaj e-wydanie »