- Dziki wyjadły mi ziemniaki na działce - żali się Lubomira Kathke z Włościborza. - Zgłaszałam to do prezesa koła "Dzik", które ma tu obwód łowiecki, ale pan Henryk Pałubicki nie zareagował. Chciałam, aby oszacowano szkody, ale nikt z "Dzika " się nie odezwał. Kto ma to załatwić?
Sprawdziliśmy, według danych w zarządzie koła "Dzik" są poza Henrykiem Pałubickim Tadeusz Fąs i Krzysztof Sucharski. Niestety, żadnego z nich nie zastaliśmy, a gdzie siedzibę ma "Dzik" nie wie nikt. Jarosław Dera, szef wydziału rolnictwa w sępoleńskim magistracie mówi, że to nic nowego. - Nie wiadomo, kto tam rządzi, bo koło "Dzik" znane jest wewnętrznego konfliktu. Wszystko tam jest zabałaganione, a my często przyjmujemy skargi na "Dzika" - przyznaje Dera. - Inne koła łowieckie, a mamy w gminie siedem czy osiem obwodów łowieckich, lepiej załatwia problemy z rolnikami.
Dla przypomnienia, zarządcy lub dzierżawcy obwodów łowieckich muszą wypłacać odszkodowanie za uprawy zniszczone przez dziki, łosie, daniele i sarny lub szkody wyrządzone podczas polowania. W przypadku ziemniaków z działki Lubomiry Kathke to obowiązek koła "Dzik". A jeśli sępoleńscy myśliwi się nie wywiązują? - Poszkodowana powinna zawiadomić Polski Związek Łowiecki w Bydgoszczy - instruuje Dera. - Jeśli są wątpliwości, to nie należy podpisywać protokołu. Wtedy w teren jedziemy w trójkę -