Spis treści
Od kilku miesięcy w okolicach Gruczna (gmina Świecie) widuję błąkające się dziki. Pojedyncze osobniki pokazują się na polach i skrajach lasów w ciągu dnia i są obojętne na bliskość człowieka. Gruczno znajduje się w strefie objętej ograniczeniami z powodu afrykańskiego pomoru świń. Co rusz zbierane są tu truchła dzików, u których wykryto tę chorobę.
Zawsze należy powiadomić służby
24 marca br. jeden z takich dzików pojawił się pod moim płotem. Pchał się do ogrodu głuchy na szczekanie psa. Oczy miał przekrwione i drżał. Ledwo stał na nogach, kilka razy upadł.
Wiem, że o takich sytuacjach należy powiadomić służby, najlepiej powiatową inspekcję weterynarii albo urząd gminy czy straż miejską. Jednak była godzina 15.48, zadzwoniłam więc pod 112.
- Ten dzik kona, przewraca się i drży - powiedziałam pani, która przyjmowała zgłoszenie.
Spytała, czy on stwarza jakieś zagrożenie. Gdy odparłam, że nie, poleciła go nie dotykać i czekać na służby. Podałam jej swoje dane: adres, nazwisko i nr telefonu.
Uznałam, że tego dnia nikt już nie przyjedzie. Rozprzestrzeniający się ASF, ptasia grypa i na dodatek poważne zagrożenie pryszczycą - wiem, że służby weterynaryjne w Polsce mają urwanie głowy. A „mój” dzik był o tyle niegroźny, że znajdował się omalże na posesji. Mało prawdopodobne, że w tym miejscu rozszarpałyby go wilki lub kruki, i tym samym rozniosły chorobę. Jednak jeszcze przed zmierzchem pod mój dom podjechał pewien mężczyzna. Okazało się, że szukał innego adresu.
Wtedy dzik jeszcze żył. Próbował się podnosić, ale z trudem. Z nosa kapała mu piana, drgawki nasiliły się. Ostatni raz poszłam do niego przed godz. 22 i oddychał.
To nie może trwać tak długo!
Rano jego serce już nie biło. Opowiedziałam tę historię na porannym kolegium „Gazety Pomorskiej”. - Dlaczego jeszcze nikt nie zabrał tego dzika? To nie może trwać tak długo, dzwoń do weterynarii! - nakazała moja szefowa.
- Powinni być u pani wczoraj, tym bardziej, że są w pobliżu. W ostatnich dniach w okolicach Gruczna pojawiło się wiele padłych dzików - odparł Wojciech Młynarek, Kujawsko-Pomorski Lekarz Weterynarii w Bydgoszczy.
W ciągu pół godziny podjechały do mnie dwa samochody: myśliwy z miejscowego koła łowieckiego i pani weterynarz z inspektoratu w Świeciu. - Szukamy pani od wczoraj - powiedzieli.
- Wysłałem wczoraj kolegę z koła, ale okazało się, że miał zły adres - dodał myśliwy.
Ostatnio zebraliśmy ze 40 trucheł
Natychmiast zabrali się do pracy. Dzik, jak się okazało młoda samica, został zamknięty w szczelnym worku. Nadano mu numer i naklejono ostrzeżenie, że wewnątrz znajduje się materiał zakaźny. Pani weterynarz porobiła jeszcze zdjęcia, spryskała teren środkiem odkażającym. Dobrze, że był z nią mężczyzna, bo trzeba było wrzucić tego dzika do samochodu.
- Ten jest mały, raz miałam truchło ważące 150 kg - skomentowała pani weterynarz.
Gołym okiem było widać, że jest spracowana. - Działamy przez całą dobę. Nie słyszała pani strzałów w nocy? - zapytała.
- W ostatnich dniach zebraliśmy ze 40 dzików, niektóre trzeba było dobić - wyjaśnił myśliwy. - Wiele z nich łaziło po centrum Gruczna.
- Mój też pchał się do ogrodu, jakby szukał pomocy - powiedziałam.
- To zachowanie typowe dla chorych zwierząt, np. lisów z wścieklizną. Przestają bać się człowieka, dziki z ASF również - wyjaśniła pani weterynarz.
Oboje zostawili mi namiary, żeby w przyszłości dzwonić bezpośrednio do nich.
Trzeba bardziej uważać na drogach
Wieść o „moim” dziku szybko rozeszła się po znajomych.
- Strach jeździć samochodem. Muszę powiedzieć dzieciom, żeby uważały na dziki nawet w ciągu dnia. Czegoś takiego jeszcze nie było! - podsumowała sąsiadka.
Podobne sytuacje mogą się zdarzyć we wszystkich miejscach, gdzie stwierdzono ASF, czyli w powiatach chełmińskim, grudziądzkim i świeckim. W tym roku na tych terenach potwierdzono już 97 ognisk u dzików i - podobnie jak w Grucznie - padłe zwierzęta znajdowane są grupami np. dziewięć dzików w Małym Komorsku w gminie Nowe w powiecie świeckim.
ASF pojawił się w Polsce w 2014 roku, prawdopodobnie rozniosły go dziki z Białorusi. Polskie służby próbowały powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa, budując ogrodzenia w lasach i zarządzając odstrzały sanitarne dzików, jednak w ciągu kolejnych lat choroba rozeszła się po kraju.
Kujawsko-pomorskie broniło się przed nią najdłużej - do czerwca 2024 roku.
