Żeby pruć konnym wozem przez polskie drogi wystarczy mieć 18 lat.
Gdy pragnący zachować anonimowość mieszkaniec Strzelna zobaczył, jak na Osiedlu Piastowskim zataczający się woźnica wsiada na zydel, szybko zadzwonił na komisariat. Zanim jednak połączony patrol policji i straży miejskiej zatrzymał woźnicę, ten zdążył już przejechać przez najbardziej ruchliwe i niebezpieczne skrzyżowanie w mieście.
Bez dokumentów
Powożącym zaprzęgiem okazał się być 43-letni Grzegorz Z. z miejscowości Łąkie (gm. Strzelno). Miał przeszło 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. - Na szczęście konie były trzeźwe - informuje Tomasz Rybczyński, rzecznik prasowy mogileńskiej policji. Zwykle w przypadkach zatrzymania pijanego kierowcy, policja wzywa laweciarzy, którzy odholowują samochody na parking strzeżony. Żadna firma nie wzięłaby jednak na siebie transport wozu z parą koni. Dlatego też policjanci skontaktowali się z krewnym Grzegorza Z., który wrócił zaprzęgiem do domu. Zabrał ze sobą również pijanego woźnicę.
Policjanci puścili go, mimo iż nie miał przy sobie żadnych dokumentów. - Prawo od niego tego nie wymaga. Kiedyś powożący konnym wozem musiał mieć kartę woźnicy. Dziś nie trzeba mieć żadnych uprawnień. Wystarczy mieć ukończone 18 lat. Ustawodawca wyszedł z założenia, że osoba dorosła powinna mieć rozeznanie, jak poruszać się w ruchu drogowym. I to wystarczy - wyjaśnia Tomasz Rybczyński.
Mądre konie
Warto zauważyć, że Grzegorz Z. poza tym, że jechał pod wpływem alkoholu nie popełnił żadnego innego wykroczenia drogowego. Trudno dziś rozstrzygać czy tak dobrze powozi, czy może to konie tak wspaniale potrafią zachować się na drodze. W Strzelnie głośno kiedyś było o innych koniach, które tak świetnie radziły sobie na drogach miasteczka, że potrafiły dowieźć pod dom kompletnie pijanych gospodarzy leżących na wozie pełnym słomy. I to bez żadnej kolizji.
Grzegorzowi Z. za kierowanie zaprzęgiem "po pijaku" grozi kara do roku pozbawienia wolności.