Elana Toruń - Jarota Jarocin
Gdyby Elana zgodnie z oczekiwaniami pokonała Jarotę, to znalazłaby się na trzecim miejscu w tabeli, gdyby na własnym stadionie grała tak skutecznie, jak na wyjazdach, to byłaby obok Olimpii i Miedzi głównym kandydatem do awansu. To jednak tylko marzenia, bo na własnym stadionie torunianie od początku rundy wiosennej prezentują się niczym piątoligowiec.
W meczu z Jarotą torunianie zagrali z pewnością lepiej niż z Rakowem czy Czarnymi, a już na pewno ambitniej i waleczniej. Co z tego jednak, gdy razili nieskutecznością w ataku, a w defensywie przypominali grupkę przypadkowo zebranych piłkarzy.
W efekcie goście wypunktowali torunian niczym szybszy i zwinniejszy Tomasz Adamek większego i silniejszego Kevina McBride'a kilka godzin później.
Po pół godzinie gry powinno być przynajmniej 2:0. Nie było jednak, bo Kelechi Iheanacho z 3 metrów nie potrafił przerzucić piłki nad leżącym bramkarzem, Mieczysław Sikora nie trafił do pustej bramki po ładnym zagraniu Grzegorza Manii. Napastnik lepiej spisał się w 25. minucie, ale gola Elanie zabrał sędzia,. który chyba jako jedyny widział w tej akcji spalonego.
Czego nie zrobili torunianie, dokonali goście. Jarota od początku szukała szczęścia w kontrach i trzeba przyznać, że wyprowadzane były z pomysłem i polotem. W 28. minucie aż trzech piłkarzy gości znalazło się przed Nazarem Pekovetsem i Krzysztof Bartoszak trafił do siatki po raz pierwszy.
Po przerwie gospodarze rzucili się do ataków, nieco aktywniejszy był Łukasz Grube, ale składna gra kończyła się około 30 metrów przed bramką Jaroty, potem zostawały już chaos i bezradne próby szukania uśmiechu losu. Taka gra odpowiadała gościom, który od 60 minuty znowu zaczęli kontrować coraz groźniej. Kilka razy Elana miała szczęście, ale w 86. minucie Bartoszak znowu uderzał praktycznie na pustą bramkę.
- Myślę, że zasłużyliśmy na zwycięstwo, mieliśmy więcej sytuacji. Trochę obawiałem się o formę fizyczną po meczu trzy dni wcześniej, ale kilka zmian w składzie wystarczyło, żeby zagrać na bardzo dobrym poziomie - przyznał trener Jaroty Czesław Owczarek.
Nie dość, że torunianie przegrali kolejny mecz, to jeszcze stracili dwóch piłkarzy. Z powodu kontuzji spotkania nie mógł nawet rozpocząć Paweł Mądrzejewski (skręcony staw skokowy), a w pierwszej połowie z murawy musiał zejść Mieczysław Sikora (naciągnięty mięsień).