https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Elmedin Omanić: - Do Torunia wracam, jak do swojego domu

(jp)
Elmedin Omanić to już jeden z symboli toruńskiego sportu.
Elmedin Omanić to już jeden z symboli toruńskiego sportu. Lewch Kamiński
- Nie chcę ruszać się z Torunia.To już moje miejsce, dzieci dobrze czują się w szkole i Polsce. Ale nie chciałbym także zaczynać kolejnego sezonu z balastem zaległości finansowych - mówi trener Energi Toruń.

- W czasie meczów o brąz mówił pan, że to będzie cenniejszy sukces niż mistrzostwo Polski z Wisłą Can Pack Kraków. Nie udało się.
- Zawsze pojawia się rozczarowanie, jak przegra się mecz o medal we własnej hali. Ale jak spojrzymy wstecz sześć miesięcy, to nasza walka o medal wygląda już zupełnie inaczej. Jestem szczęśliwy, że w ogóle dokończyliśmy ten sezon. To sukces przy tym wszystkim, co się działo wokół klubu w trakcie ostatniego roku.

- Czego zabrakło do pokonania bydgoszczanek?
- Nie przegraliśmy medalu w trzecim czy piątym meczu z Artego. Rywal nie był tak lepszy, jak wyglądał ostatni mecz. Na przyczyny porażki składają się wszystkie wydarzenia z ostatnich miesięcy. Tu nawet nie chodzi o kwestie finansowe, ale nasz zespół nie miał takiego charakteru, jak ten z poprzedniego sezonu. Stąd rezygnacja, gdy w decydującym meczu przegrywaliśmy kilkunastoma punktami, niektórym już się po prostu nie chciało walczyć. Taktyka miała mniejsze znaczenie, ale brakowało nam przede wszystkim walki.

- Brakowało chyba indywidualności, jakimi wcześniej były Sepulveda czy Page.
- To nie indywidualności, ale właśnie ten charakter. Rozgrywki zakończyliśmy na czwartej pozycji, ale oceny są nawet bardziej pozytywne niż w sezonach, gdy zdobywaliśmy medal. Nie było w zespole problemów między zawodniczkami, ale może właśnie to był problem? Czasami takie emocje w ekipie są potrzebne, pomagają wyzwolić dodatkową energię. Głaskanie po głowach i zadowolenie zwykle się nie sprawdza w sporcie. W poprzednim sezonie mieliśmy kilka wojowniczek, jak Met-calf, Sepulveda, Page czy nawet Bridgett Mitchell. Takim wystarczy powiedzieć: wykorzystaj wszystkie możliwości, aby zatrzymać McBride i wiem, że one dadzą z siebie wszystko. Takiej zadziorności mi brakowało w tej drużynie, w której momentami za dużo było zabawy. Dlatego sam pozytywnie oceniam ten sezon. Pięć zwycięstw z Liderem Pruszków, kilka dobrych spotkań z Polkowicami w półfinale - jak na nasze możliwości, to były bardzo dobre wyniki.
- Nie chciałem porzucać drużyny w trakcie gry. Sytuacja ciągle jest trudna i trzeba pewne problemy rozwiązać, zanim pomyślimy o kolejnym sezonie. W Toruniu raczej zostaną, ale niekoniecznie w tym klubie.

- Czyli informacje o pana pozostaniu w klubie były przedwczesne?
- Chciałbym zostać i dalej pracować z Energą. Druga strona musi jednak wywiązać się ze swoich zobowiązań, nie chciałbym zaczynać kolejnego sezonu z bagażem zaległości. Nie lubię robić nic na siłę, z Krakowem pożegnałem się po zdobyciu mistrzostwa, gdy nie było możliwości dalszej współpracy. Nigdy nie mówiłem, że klub się nie stara, a działacze nie pracują ciężko, ale oczekuję konkretnych informacji i w miarę jasnej sytuacji.

- Z klubu dochodziły jednak sygnały, że sytuacja wyraźnie poprawiała się od stycznia.
- Gdyby było inaczej, to nie dokończylibyśmy tego sezonu. Mamy strategicznego sponsora, pojawili się kolejni, jak Kia czy Apator. Szkoda, że jest w Toruniu tak dużo zamożnych firm, które nie są zainteresowane wspieraniem sportu.

- Gdyby miał pan wybrać jedną koszykarkę na kolejny sezon z tych, które grały w Toruniu w ostatnich pięciu lat?
- Było kilka naprawdę bardzo dobrych zawodniczek. Z Polek cenię Weronikę Idczak i Emilię Tłumak, które związały się z klubem, ta pierwsza znowu przedłużyła kontrakt, choć miała propozycje z mocniejszych zespołów. Na pewno w tym gronie byłaby Sepulveda, nie jest droga, a spokojnie poradziłaby sobie w Eurolidze. Świetny charakter ma Julie Page, czy dawniej Jacqueline Moore. Jelena Maksimović tylko w naszym klubie spędziła dwa lata, nie licząc Sarajewa, w którym zaczynała karierę. Pamiętam też Sugeiry Monsac Sierra, to była wojowniczka, która ze złamaną ręką wybiegłaby na parkiet i walczyła pod koszem. Widać, że wyżej cenię charakter od umiejętności (śmiech).

- Dla pana byłby to już szósty sezon w Toruniu. Nie tęskni pan za Bośnią?
- W Polsce w sumie spędziłem już siedem lat. Mam w Bośni rodziców i kilku bardzo dobrych przyjaciół, to w zasadzie wszystko, co mnie łączy z macierzystym krajem. Lubię pojechać tam na kilka tygodni na wakacje, ale jak wracam do Torunia, to czuję, że wracam do siebie. Na pewno ułatwia to fakt, że to ludzie w obu krajach mają podobny charakter i nigdy nie czułem się obco w Polsce. Naprawdę dobrze się tu mieszka.

- Pana dzieci większość życia spędziły w Polsce niż w Bośni. Pamietają ojczyznę?
- Najmłodszy syn ma trzy lata i z tego spędził w Bośni może 60 dni, podobnie starsze córka i syn. Chodzą do bardzo dobrej Szkoły Podstawowej nr 5 i świetnie czują się w Toruniu. To dla mnie bardzo ważne. Dlatego nawet, jeśli miałbym zmienić klub, to nie chciałbym wyjeżdżać z Polski.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

k
kibic
Czyli znowu prezio kręci nie ma podpisanych umów sponsorskich ,ale już wiesza sobie medale ,zrobił wiele dobrego ,ale już się raczej wypalił jako sternik tego klubu
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska