AZS PWSZ - ENERGA TORUŃ 75:65 (18:14, 24:19, 12:15, 21:17)
AZS PWSZ: Richards 15, Nnamaka 13 (1), Piekarska 12, Weaver 10 oraz Kaczmarczyk 11 (1), Skobel 6, Dźwigalska 0.
ENERGA: Gladden 13, Krawiec 11, Maksimović 4, Bortelova 4, Tłumak 3 oraz Małaszewska 11 (1), Murphy 10 (1), Perostijska 6, Radunović 3, Gajda i Radwan 0.
Energa rozpoczęła od prowadzenia 5:0, potem 8:3. Dwa razy trafiła Monika Krawiec, dla której - według mediów gorzowskich - ćwierćfinał stał się prywatną wojną z trenerem Dariuszem Maciejewskim. To były jednak pierwsze i ostatnie chwile w tak dobrych humorach.
Gorzowianki pierwsze prowadzenie objęły dopiero w 6. minucie po trafieniu Chioma Nnamaki (11:10). Niestety, przestój "Katarzynek" okazał się poważniejszy. Aż 5 strat w pierwszej kwarcie i przede wszystkim znów wyraźnie przegrane tablice sprawiły, że gospodynie zyskały poważną przewagę. W 9. minucie prowadziły już 18:10, gdy wreszcie niemoc w ataku przełamała Veronika Bortelova.
Gospodynie grały w szalonym tempie w ataku, rzucały znacznie częściej od "Katarzynek". Na szczęście ze skutecznością było już dużo gorzej. Za 2 pkt do przerwy AZS PWSZ trafił 13 razy na 33 próby. Dzięki temu na początku drugiej kwarty po akcjach Alicii Gladden straty zostały odrobione niemal w całości. Amerykanka zagrała w pierwszej połowie znakomicie (5/5 z gry, 3/3 z wolnych), ale to było za mało, żeby dotrzymać kroku wicemistrzyniom Polski.
Sędziowie znowu znacznie chętnie odgwizdywali przewinienia "Katarzynek" (13:7). Po rzutach wolnych Justyny Żurowskiego i Agnieszki Skobel przewaga AZS PWSZ tuż przed przerwą urosła do 9 pkt (40:31). Jednak największym problemem była tablica. Gorzowianki w ataku zebrały do przerwy aż 9 piłek, o jedną więcej niż torunianki pod obiema deskami (w sumie 20-8).
Na początku drugiej połowy zaświtała nadzieja. Aktywna pod koszem była Vera Peros-tijska i Energa odrobiła część strat (42:37). Potem jednak ponownie gorzowianki "odjechały" na bezpieczne 8-10 pkt.
Torunianki stać było jeszcze na pojedyncze zrywy. Wystarczyło minimalnie poprawić zbiórki, żeby w połowie trzeciej kwarty przegrywać tylko 44:47. Trener Omanić miał jednak zbyt mało atutów w ręku, żeby marzyć o awansie w Gorzowie.
O porażce zdecydował początek ostatniej kwarty. Trzy skuteczne akcje AZS PWSZ oznaczały aż 12 pkt przewagi (60:48).
Czytaj e-wydanie »