Energa Toruń - AZS Gorzów 66:76 (14:17, 24:14, 14:29, 14:16)
ENERGA: Kunek 19 (1), Trzeciak 12 (1), Svaryte 5, 10 zb., Begić 5, Harris 5 (1) oraz Brezinova 8, Stankiewicz 6 (1), Tłumak 4, Diawakana 2, Skobel 0.
AZS: Atkins 28 (3), 11 zb., Papova 15 (1), Zoll 11 (1), 14 as., Linskens 4, Stelmach 0 oraz Prezelj 10 (1), Rytsikova 6 (2), Fikiel 2, Juskaite 0, Dźwigalska 0.
Słowa Herkta mógłby powtórzyć Stefan Svitek. Po imponującym finiszu w rundzie zasadniczej "Katarzynki" zderzyły się ze ścianą, a konkretne ze świetnie przygotowaną defensywą AZS Gorzów. Svitek musiał w jeden dzień poszukać nowych atutów, a przede wszystkim uruchomić swoje zawodniczki, aby nie jechać do Gorzowa z dwiema porażkami na koncie.
Mecz numer 2 w Toruniu był zupełnie inny. Nie było mowy o duże przewadze od początku, ale może to i lepiej, bo "Katarzynki" nie traciły koncentracji. Energa początkowo prowadziła, ale końcówka 1. kwarty i początek 2. dla AZS (14:19). Od wyniku 16:21 zobaczyliśmy wreszcie Energę z rundy zasadniczej - seria 13:0! Do przerwy było +7, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie marnowane rzuty wolne.
Znowu jednak 3. kwarta okazała się piętą achillesową gospodyń. Po fatalnych błędach i seriach 2:12 trener Svitek stracił dwie przerwy na żądanie w niespełna 4 minuty.
Na chwilę udało się zatrzymać ofensywę gorzowianek (48:50), ale nie było odpowiedzi na Ariel Atkins. Tuż przed końcem 3. kwarty AZS prowadził 10 punktami. Po kolejnym trafieniu Amerykanki przewaga przekroczyła 10 punktów w 33. minucie.
Energa była bezradna i w ataku biła głową w mur, AZS odciął od grywa Begić i Svaryte, czego efektem był chaos w akcjach ofensywnych. Gospodynie zaskakująco wysoko przegrały tablicę (34:43, aż 12 zbiórek ofensywnych AZS), a rywalki w kluczowych momentach trafiały z dystansu.
