W środę były kwiaty i gratulacje dla najdłużej szefującego placówce opiekuńczej dyrektora.
Fertykowski zaczynał swoją karierę nietypowo, bo od pracy w Urzędzie Miejskim w Więcborku, który nosił wtedy nazwę Miejskiej Rady Narodowej. Zajmował się mieszkaniówką, później przeszedł do pracy w Związku Młodzieży Wiejskiej, żeby za chwilę trafić do gospodarstwa SKR w Sypniewie, którym kierował wtedy Tadeusz Michalski. - Później był jeszcze dom kultury i PGR - wylicza dyrektor, który ma za sobą także jubileusz 40-lecia pracy. Najdłużej, bo na trzydzieści lat, zatrzymał się jednak w DPS, który wtedy wcale nie przypominał nowoczesnej placówki. - Wcześniej w pomieszczeniach był dom dziecka, gdzie umieszczono dzieci wojny - mówi. - Mam nawet jeden mały bucik, który został znaleziony podczas remontu podłogi.
Dyrektor widział dokumenty wojskowe, dzięki którym dzieciom dostarczono sienniki, bo na początku spały na podłodze. - Spotkałem się nawet z panem, który spędził jakiś czas w tym miejscu. Mówiłem, że pomogę w organizacji zjazdu, jeśli mieszkańcy dawnego domu dziecka będą chcieli do Suchorączka przyjechać, ale jakoś się to nie udało - mówi Fertykowski.
Debiut jako dyrektor miał niezły, bo kiedy przyjechał, pod drzwiami jego gabinetu leżał nieboszczyk. - Okazało się, że akurat tam znajduje się miejsce czasowego przechowywania zwłok - wyjaśnia pan Eugeniusz. - To był ten czas, kiedy spalił się DPS w Górnej Grupie. Kobiety przeniesiono w inne miejsce, a do Suchorączka skierowano mieszkających tam mężczyzn.
Wielu z mieszkańców domu w Suchorączku ma poważne zaburzenia psychiczne, więc praca do łatwych nie należy. Czasami wspomnienia są zabawne, a czasami przykre, jak to, kiedy położony nie z tej strony nóż sprowokował jednego z mieszkańców do ataku na pielęgniarkę.
- Żeby tu pracować, trzeba mieć mocny charakter - mówi dyrektor.
Czytaj e-wydanie »