Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewy Kowalkowskiej ćwierć wieku pod siatką

JACEK DROZDOWSKI
Wiele jej koleżanek zakończyło już kariery. Ona, choć ma świadomość, że ten moment kiedyś nadejdzie, dzieli się jeszcze z młodszymi doświadczeniem na parkiecie.

W środę ukończyła 36 lat, z których większość poświeciła siatkówce. Szybko dostrzeżona przez trenerów, jeszcze jako juniorka grała ze starszymi koleżankami. Reprezentantka Polski we wszystkich kategoriach wiekowych, była na mistrzostwach świata, Europy. Zawsze i wszędzie podkreśla, że to jest sposób ma życie, pasja i miłość. I choć już kilka razy zapowiadała koniec kariery, nadal gra i może być wzorem dla młodszych koleżanek. Gdy 4 lata temu chciała zrobić sobie roczną przerwę, a kontuzji doznała podstawowa rozgrywająca, Ewa wróciła do zespołu i nawet w kilku meczach zagrała na rozegraniu, choć od lat jej pozycja to atak.

Mecz to dzień święty

- Patrząc dziś na te wszystkie lata, uważam, że każdy sezon był ważny; nawet, te które sportowo były mniej udane. Bo po prostu w klubie zawsze było fajnie, pod względem atmosfery, tego co się działo, dziewczyn, które przez te lata przewinęły się. Na pewno pierwsze moje największe przeżycie, to zdobycie złota w seniorkach. Ono wybiegało wtedy poza moje marzenia, bo przecież byłam gówniarą; młodą dziewczyną, która wchodziła dopiero do zespołu i dostała szansę od trenera Jerzego Skrobeckiego i ją wykorzystała. Tak ułożyła się zresztą moja kariera sportowa do dziś i mam nadzieję, że jeszcze w tym roku będzie parę wspaniałych momentów. Miałam to szczęście, że mało czasu spędziłam na ławce. To jest fajne, bo wtedy każdy mecz przeżywasz zupełnie inaczej. W tygodniu się trenuje, ale mecz, jak zawsze mówię, jest dniem świętym. Wówczas myśli się wyłącznie o tym, żeby wygrać i wszystko się pod mecz podporządkowuje. Choć prawda jest też taka, że gdybym wcześniej nie była rezerwową, to nie spędziłabym później tyle sezonów w szóstce. Zawodniczki rezerwowe są przecież równie ważne.

13 października 1999

W sezonie 1998/99 po zdobyciu brązowego medalu mistrzostw Polski, Ewa jedyny raz w karierze opuściła Bydgoszcz. Jak sama wtedy mówiła, chciała spróbować czegoś innego, nowego. Wybrała ofertę mistrza Polski, Augusto Kalisz, z którym wywalczyła Puchar Polski i srebrny medal MP.

Z jej powrotem do Bydgoszczy i pozyskaniem kilku nowych zawodniczek, m.in. reprezentantek Polski Iwony Hołowacz i Renaty Gil (czwartą była Agnieszka Obremska, wychowanka Pałacu) działacze wiązali spore nadzieje na medal. Wyszło inaczej, bo Ewa doznała kontuzji, zespół się "rozsypał" i ostatecznie zajął 8. miejsce.

- Pamiętam, że to był 13 października i mecz eliminacji pucharu Polski ze Skrą Warszawa - wspomina Ewa. - Poważnie skręciłam kostkę, były naruszone więzadła. Wróciłam do domu i powiedziałam Jarkowi, mojemu mężowi (ślub odbył się w 1998 roku), że jak prześpię spokojnie noc, to 10 grudnia zagram w Pucharze Polski. Noc była fantastyczna, przespałam ją jednak dzięki środkom przeciwbólowym i rano, jak wstałam zrobić sobie herbatę, to zemdlałam. I tak mdlałam przez dwa tygodnie. Iza Rutkowska wtedy do mnie codziennie przyjeżdżała, bo miała klucze od domu i codziennie rano zbierała mnie z podłogi (śmiech). Bo niestety, okazało się, że kontuzja była dużo poważniejsza niż ja sama sądziłam. Pamiętam też, że przyjechał trener Sagan na następny dzień i razem na wideo oglądaliśmy, jak się to stało. Bo ja sama pamiętałam tylko, że skoczyłam do bloku, a potem był już tylko ból. Niestety, 10 grudnia w Pile w finale Pucharu Polski nie zagrałam. Chodziłam już chyba wtedy bez kul, bo klub wysłał mnie na dwa tygodnie do sanatorium w Ciechocinku, gdzie zajął się mną rehabilitant. Postawił mnie na nogi na tyle, że odrzuciłam kule, przywrócił mi ruchomość w stawie. To się ciągnęło długo, bo jeszcze po sezonie, w maju, jechałam na kadrę i wszystko mnie bolało. Wszystko się na szczęście dobrze skończyło.

Srebro z klubem i mistrzostwa świata

Skończyło na tyle dobrze, że już w następnym sezonie (2000/01) bydgoskie siatkarki sięgnęły po dwa trofea. Najpierw w grudniu 2000 r w Bielsku Białej zespół zdobył swój drugi w historii Puchar Polski (za rok 2001). Najlepszą siatkarką została... Ewa, a nagrodą był niebieski Fiat 126p. To był jeden z ostatnich modeli wyprodukowanych w kraju. Forma Ewy utorowała jej i kadrze seniorek awans do mistrzostw świata, które w 2002 r odbyły się w Niemczech. Polski zespół awansował do nich wówczas po 24 latach przerwy, a bydgoską siatkarkę wybrano kapitanem drużyny (na libero grała druga bydgoszczanka Dominika Leśniewicz.

- Zostałam wówczas bardzo wyróżniona, odbieram to zresztą tak do dziś. Także dlatego, że to był ciężki dla nas rok, nie zawsze było nas na zgrupowaniach 14 czy 16; zdarzało się, że przyjeżdżało 8-9 dziewczyn. To była bardzo zgrana grupa, do dziś bardzo mile wspominam czasy reprezentacji. Z dziewczynami, z którymi grałyśmy wówczas, spotykamy się na lidze i zawsze ze sobą gadamy. W domu w jednym z pokoi wywieszone są pamiątki z ważniejszych imprez, w których brałam udział i jest też plakat z tamtych mistrzostw i zdjęcia, które przypominają mi o tym co było, a było naprawdę fajnie.

Zabrakło medalu

Rok po mistrzostwach świata Polska w Turcji zdobyła pierwsze w historii mistrzostwo Europy. Najlepiej zagrywającej siatkarki turnieju ME we Włoszech w 1999 roku w kadrze Andrzeja Niemczyka nie było. Dziś, gdy o tym rozmawiamy, widać w oczach Ewy łzy...

- Tak naprawdę to był mój pierwszy raz, w cudzysłowie smutny. Bo siedziałam, oczywiście i oglądałam każdy mecz dziewczyn, żeby im kibicować i trzymać kciuki, natomiast nie ukrywam, że dla mnie był to ciężki czas. Popłynęły mi łzy, bo zastanawiałam się dlaczego mnie tam nie ma? Dlaczego przez te wszystkie lata, jak byłyśmy razem, bo skład się niewiele zmienił (tylko trener), nie dane mi było zdobyć tego jednego medalu? Myślę, że tak, po prostu, miało być. Po tylu latach już się nad tym nie zastanawiam. Za to wiem, że zawsze na kadrze, choć było gorzej czy lepiej, dawałam z siebie 100 procent. Pamiętam więc tylko te dobre rzeczy. Gdy dziewczyny przyjechały na Grand Prix, to wszystkie wyściskałam, pogratulowałam. To były fajne czasy, choć zupełnie inne niż dzisiaj. Gra w kadrze była dla mnie czymś najlepszym co mogło mi się w życiu przydarzyć, bo nie wyobrażam sobie założyć koszulkę z orłem na piersi i nie być dumnym. To dla mnie było naturalne, skoro poświęcam się siatkówce w 100 proc.; moje życie prywatne i rodzinne jest jej podporządkowane. Nie wyobrażam sobie trenować, grać i nie chcieć pojechać na kadrę.

Choć nie wszystko zawsze jest piękne i kolorowe. Sama pamiętam, jak nasi naprawdę kochani kibice nam zazdrościli: "jak to macie fajnie, zwiedzicie tyle świata". Tak naprawdę my go nie zwiedzałyśmy, tylko wiemy jak wyglądają hale sportowe. Wiem, jak piękne są w Japonii, jak świetnie gra się w Rio de Janeiro. Natomiast nie widziałam zbyt wiele, bo my tam jeździłyśmy grać.

Kocha, to co robi

Liczby Ewy

25 - lat związana z siatkówką
19 -sezonów bez przerwy w ekstraklasie
18 -w Klubie Sportowym "Pałac" Bydgoszcz
11 -lat w reprezentacji Polski kadetek, juniorek i seniorek
154 -mecze w kadrze seniorek
7 -medali mistrzostw Polski

Ewa skończyła studia magisterskie na AWF w Gdańsku, teraz kończy kolejne, na trenera II klasy. Sama jednak jeszcze nie zdecydowała, co będzie robić, gdy przestanie grać.

- Zwyczajnie nie wiem. Tak naprawdę oprócz tego, że chodziłam do szkoły, studiowałam, to nie znam innego życia "zawodowego", jak sportowe. Pracuję i kocham, to co robię. Najbardziej bym chciała znaleźć coś, co sprawiać mi będzie tyle przyjemności, co siatkówka. I to osiągnąć będzie mi bardzo trudno. Mam nadzieję, że jednak "to" znajdę. Byle było związane z siatkówką. Ale to, że jestem 25 lat zawodniczką, że coś osiągnęłam, nie oznacza wcale, że będą dobrą trenerką. Na pewno nie będę się uchylała, bo wychodzę z założenia, że jak nie spróbujesz, to nie będziesz wiedział. Trenowanie nie jest lekkim kawałkiem chleba, bo nie chodzi o same zajęcia. Trzeba przekonać kogoś do siebie, do swojej filozofii albo pozbierać i na tyle umocnić psychicznie, żeby zespół zaczął grać. Najpierw muszę jednak skończyć studia. W Pałacu mogłabym liczyć na pomoc Agi Malinowskiej, Rafała Gąsiora czy Piotra Makowskiego, bo takie wejście na "głęboką wodę" jest trudne i dobrze mieć wsparcie. Ale fantastycznie byłoby zdobyć jakiś medal z młodymi dziewczynami z Pałacu...

Sylwetka

Ewa Kowalkowska

Jej przygoda z siatkówką rozpoczęła się w 1986 roku, gdy jako uczennica 5. klasy szkoły podstawowej zaczęła treningi w Pałacu. Już 5 lat później grała na mistrzostwach świata kadetek. Pierwszy sukces jeszcze jako juniorka odniosła w 1993 roku, gdy z seniorkami Pałacu zdobyła mistrzostwo Polski. Rok później powtórzyła ten wynik z juniorkami. Oprócz tych dwóch złotych medali w siatkówce klubowej zdobyłą jeszcze trzykrotnie srebrny medal (1999, 2001 i 2005); dwukrotnie brąz (1998, 2002), trzy Puchary Polski (1999, 2001, 2005 - na tym ostatnim uznana najlepszą siatkarką turnieju). Trofea z 1999 roku zdobyła w barwach Augusto Kalisz, jedynym sezonie poza Bydgoszczą. Dwukrotnie grała też z Pałacem w turnieju Final Four Top Tems Cup (3. miejsce w 2002, 4. w 2006). Ma też na koncie SuperPuchar Polski (2006). Trzykrotnie reprezentowała Polskę na mistrzostwach świata: kadetek (1991 - 9. miejsce), juniorek (1995 - 9.) i seniorek (2002 - 13.), a cztery razy na mistrzostwach Europy: juniorek (1994 - 7.) i seniorek: (1995 - 9., 1997 -6., 1999 - 8.). W 1999 roku na ME w Rzymie została najlepiej zagrywającą zawodniczką turnieju. Była to pierwsza indywidualna nagroda dla polskiej siatkarki w historii występów na ME, do 2003 roku, gdy najlepiej rozgrywającą została Magdalena Śliwa, a punktującą Małgorzata Glinka.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska