Czy Anwil będzie potrafił pozbierać się po dwóch porażkach we własnej hali? W domowym dwumeczu włocławianie prowadzili przez niemal 75 z 80 minut, a jednak przegrali dwa razy. To Legia miała w swoim składzie koszykarzy, którzy w tzw. crunch timie potrafili wziąć odpowiedzialność na swoje barki. Znamienne były trzy ostatnie minuty meczu numer 2: Anwil miał 1/7 z gry i stratę, dla Legii 10 z 12 punktów zdobył Aleksa Radanov, który wcześniej ani razu nie trafił z gry.
Tej mądrości i koszykarskiej ogłady ubyło w drużynie wraz z kontuzją Kamila Łączyńskiego. Spadła nie tylko ilość asyst, ale ogólnie pojęta współpraca na parkiecie. Gdyby odjąć 7 takich podań rozgrywającego Nelsona, to pozostali koszykarze w meczu numer dwa uzbierali zaledwie 4 asysty!
- Nie byliśmy wystarczająco mądrzy, aby odpowiadać na zachowania Legii w obronie, na przykład Vucić grał z czterema faulami i nikt nie decydował się na grę jeden na jednego. W półfinale zostały cztery najbardziej utalentowane i najmocniejsze fizycznie zespoły. Sam talent nie wystarczy, ważna jest koncentracja, bycie razem, mądrość, to są ważniejsze cechy niż same umiejętności. I to wszystko trzeba pokazać przez pełne 40 minut - mówi Selcuk Ernak.
- Musimy grać mocniej, z większym zaangażowaniem, unikać prostych błędów. To są mecze jednego lub dwóch posiadań, a my pozwalamy na łatwe punkty Vucicia czy Silinsa. Wierzę, że jeszcze wszystko przed nami. Nasz talent doprowadził nas do wielu zwycięstw, ale jeśli chcemy wygrać mistrzostwo, to musimy jeszcze wcisnąć więcej gazu, dołożyć więcej agresji i walki - apeluje DJ Funderburk, najlepszy koszykarz Anwilu w tej serii.

Magazyn GOL24: najważniejsze wydarzenia piłkarskie minionego tygodnia
Dziś trudno być jednak optymistą. Sytuacja do złudzenia przypomina tą sprzed trzech lat. Wtedy także Anwil w ćwierćfinale pokonał 3:1 Twarde Pierniki, też wtedy nie zachwycił i w półfinale przegrał 0:3 z niżej notowaną Legią 0:3. Jeszcze gorzej wróży bilans bezpośrednich spotkań: z ostatnich dwunastu aż jedenaście wygrał rywal.
Mimo takich statystyk trener Heiko Rannula daleki jest od triumfowania. - Wiem z doświadczenia, że 2:0 w koszykówce to wciąż nic. Musimy się naprawdę dobrze przygotować, pracować nad mentalnością. W tej serii każdy mecz jest trudny i każdy ma swoją historię. Anwil się nie podda, a trener Elcuk zrobi wszystko, aby nas zaskoczyć. Zakończenie serii zawsze jest najtrudniejsze - mówi.
Szkoleniowiec Legii chce jeszcze udoskonalić grę swojej drużyny. - Zaczynaliśmy zbyt miękko, sędziowie pozwalają w tej serii na wiele kontaktu i musimy się dopasować. W ofensywie też nie zaczynamy zgodnie z naszymi założeniami, Wiem, co musimy zmienić w kolejnym spotkaniu. Na pewno na liście jest sposób obrony przeciwko Funderburkowi, który sprawia nam największe problemy - wylicza Rannula.
Dla Anwilu to dwa mecze o wszystko. Nie udało się podpić FIBA Europe Cup, nie udało się zdobyć Pucharu Polski, a finał to absolutnie cel minimum dla zdecydowanego zwycięzcy sezonu zasadniczego.
Początek meczu Legia - Anwil w poniedziałek o godz 20.00.