Nie trafili do żadnego z obozów jenieckich, kartki czy listu też nie przysłali. Pięćdziesiąt rodzin na darmo czekało. Bliscy już ich nie zobaczyli.
22 września 1939 r. życie 50 żołnierzy BBON przerwały serie z karabinów wystrzeliwanych przez pluton egzekucyjny w Boryszewie, pod Sochaczewem. Nie było to żadne specjalne komando. Strzelali żołnierze Wehrmachtu, którzy - wbrew wszelkim międzynarodowym konwencjom - zabili polskich jeńców.
Gorące lato 1939 r. obfitowało w wiele wojskowych uroczystości. W Bydgoszczy, 21 lipca, mieszkańcy serdecznie witali powracających z ćwiczeń w Górnej Grupie żołnierzy BBON. Była defilada, a żołnierze tonęli w kwiatach i prezentach. Potem było spotkanie z rodzinami, przyjaciółmi, sąsiadami w Lasku Gdańskim. Grały orkiestry - wojskowa, kolejowa i pocztowa, było mnóstwo dobrego jedzenia, a browary bydgoskie zadbały o złocisty trunek.
Także w Lasku Gdańskim, tyle że pięć tygodni później żegnano żołnierzy BBON (jednostka weszła w skład 15. Dywizji Piechoty Wlkp.), wyruszających na pozycje wyczekiwania.
Ostatnie spotkanie z ojcem, strzelcem Feliksem Gajewskim, doskonale pamięta jego córka Lena Dembińska. - Żegnałam tatę właśnie w Lasku Gdańskim. Mówił, że po trzech dniach będzie w domu. Że szybko pokonają Niemców. Niestety, nie wrócił. Mama myślała, że może przedostał się na Zachód. Czekała i nie wierzyła, że nie żyje. Dopiero w 1948 r. od pana Rajmunda Kuczmy dowiedziała się o egzekucji w Boryszewie. I o tym, że wśród rozstrzelanych był Feliks Gajewski.
Okupację rodzina Feliksa Gajewskiego przeżyła w Bydgoszczy, na ul. Toruńskiej. - Mama dostała pracę w DAG Fabrik. Jeździła do Łęgnowa rowerem, także zimą. Odmroziła sobie ręce i nos. Było bardzo ciężko, a mimo to mama pomagała Żydówkom, które też pracowały w wytwórni dynamitu. Mnie kazała nie wychodzić z domu i siedzieć pod pierzyną - opowiada sędziwa bydgoszczanka.
W 76. rocznicę zbrodni w Boryszewie Lena Dembińska po raz pierwszy pojechała na grób ojca. - Dotąd chodziłam na Cmentarz Bohaterów. Tam jest specjalne miejsce, które upamiętnia mojego tatę i pozostałych 49 żołnierzy BBON.
Bronisława Gajewska nigdy nie wyszła za mąż. - Gdy została wdową, miała 28 lat. Była jeszcze bardzo młoda. Pozostała wierna mojemu ojcu - kończy pani Lena.
Rano, 22 września 1939 r., pod silną eskortą, z karabinami gotowymi do strzału, poprowadzono 50 żołnierzy BBON w okolice glinianki we wsi Boryszew i postawiono przed sądem polowym. Zostali oskarżeni o to, że 3 września, w Bydgoszczy, brali udział w mordowaniu Niemców-cywilów (zarzut absurdalny). Zginęli w odwecie za rzekomo zamordowanych 5000 Niemców. W listopadzie 1940 r. ciała ofiar przeniesiono na cmentarz w Kozłowie Biskupim.