
- Obecnie pracuje pan nad filmem o swoim dziadku, Ottonie Karwowskim, zmarłym w 1980 roku lekarzu z Grębocina. Jak długo dojrzewał pan do tego pomysłu?
- Od dawna chciałem nakręcić film o moim dziadku. Była to bardzo barwna, niezwykła postać. Poza tym jest to także film o moim dzieciństwie, bo obaj z moim bratem bardzo dużo przebywaliśmy w domu dziadków. A dom był sam w sobie niezwykły, bardzo stary, zarośnięty, z ogromną stodołą, dużą liczbą zwierząt i krukiem, który chodził mieszkał w domu. Było to takie magiczne miejsce mojego dzieciństwa i od dawna myślałem, by te wszystkie wspomnienia przenieść na ekran.
- A jak wspomina pan samego dziadka?
- Był to bardzo ciepły człowiek i świetny dziadek. Poświęcał nam bardzo dużo czasu, bawił się z nami, woził nas. Bo miał różne samochody, którymi dojeżdżał do pacjentów. Zmieniał je bardzo często i to były, oczywiście, same rzęchy: syrenki i tym podobne. Pamiętam zapach taniej benzyny w samochodzie i zapach chleba, który woził na tylnym siedzeniu.
- Szuka pan osób, które pamiętają Ottona, miały z nim osobisty kontakt lub znają historie z jego udziałem. Dużo osób udało się odnaleźć?
- Zgłaszają się tłumy osób. Otton początkowo leczył na bardzo dużym obszarze, gdzie nie było innych lekarzy, dlatego, historii jest bardzo wiele. Dzisiaj rozmawiałem z panią, która była po operacji, po której uznano nie przeżyła i przykryto ją prześcieradłem. Otton wynalazł jakiś lek, który został tam dowieziony i podany. Kobieta ożyła. Miała wtedy dwadzieścia lat, a teraz jest osobą sześćdziesięciokilkuletnią i opowiada o tym z wielkim przejęciem. Wiele jest przypadków przyszycia odciętego palca czy ręki. Przez te wszystkie historie przewija się motyw bezinteresowności Ottona. Nie wiem, z czego on w ogóle żył, bo wszyscy powtarzają, że nie brał za swoje usługi pieniędzy. Leczył ludzi z wielkim poświęceniem, potrafił pokonać duże odległości, noc nie noc, zima nie zima, żeby dojechać do pacjenta.
- Rozumiem, że film będzie dokumentem, opartym na wspomnieniach osób, które miały kontakt z Ottonem?
- Jak to będzie dokładnie wyglądało, tego jeszcze nie wiem. Na pewno będzie to film dokumentalny, który będzie, mam nadzieję, wstępem do filmu fabularnego, a ten oczywiście wymaga większego zaangażowania, przygotowań i pracy. W dokumencie na pewno pokażę rozmowy z poszczególnymi osobami, ale będą też archiwalia, do których udało się dotrzeć. Będzie kronika filmowa z Ottonem nakręcona przez Mikołaja Sprudina. Jest wiele zdjęć, materiałów amatorskich i te różne media będę chciał połączyć w film.
- Zapewne jest to świetna przygoda, i to nie tylko zawodowa. To chyba frajda: dokopać się do swoich korzeni?
- Tak. Okazało się, że odnaleźliśmy stare negatywy, których ja nigdy nie widziałem, a są to setki zdjęć, głównie z lat czterdziestych. Plus wszystkie rozmowy o moim dziadku czy też o moim ojcu. Zatem to wszystko jest ciekawe prywatnie. A oczywiście jest to połączone z moim zawodem, chociaż tak naprawdę nie zajmuję się filmami dokumentalnymi. Choć obecnie dokument rządzi się bardzo rozluźnionymi prawami i nie ma konkretnej reguły i formuły. Każdy film może je tak naprawdę stworzyć. Dlatego tym bardziej jestem ciekawy, jak ten film będzie wyglądał, kiedy uda się go złożyć, jaki będzie miał rytm, czy będzie ciekawy dla ludzi z zewnątrz.
- Kiedy możemy spodziewać się premiery?
- Chciałbym, aby prapremiera filmu miała miejsce na przyszłorocznym festiwalu Toffifest. Jest to bardzo sensowne, bo na pewno wiele osób, które miały styczność z Ottonem, chciałoby zobaczyć film, a w większości są to osoby z rejonu Torunia. Tym czasem wszystkie aktualności związane z powstawaniem filmu można znaleźć pod adresem www.ottonkarwowski.blogspot.com.