- Panie Krzysztofie, ilu będzie posłów w Chojnic?
- Myślę, że jeden z Chojnic, a drugi spoza miasta.
- A jak pan widzi przyszłość powstającej właśnie partii tylko dla Kaszubów?
- Choć idea jest dobra, to czuję, że przyjęta będzie nieprzychylnie. Nie zostanie zaakceptowana, bo ludzie patrzą w przeszłość i partie narodowościowe źle się po prostu kojarzą. Kaszubi jako nieliczni kurczowo trzymają się swojej tradycji i języka, ale partia nigdy nie będzie miała znaczenia.
- A co stanie się w Chojnicach?
- Mam wrażenie, że miasto przechodzi lekki kryzys. Był okres silnego zapału,. ale w pewnym momencie przygasł. Czuję, że większość chojniczan zaczyna czuć niezadowolenie. Moim zdaniem to trochę nieuczciwe, bo ten miniony "wielki błysk" będzie procentował. To dobry czas dla Chojnic. I mam takie dziwne odczucie, nie wiem, z czym związane, że latem o Chojnicach będzie głośno w telewizji i radiu. Ale pozytywnie.
- A co z burmistrzem? Czy skusi go wielka polityka?
- Czuję, że istnieje kryzys aprobaty, ale lato sprawi, że stosunek do niego się zmieni. Myślę, że może być poddawany pokusom. To człowiek, który buduje zamek nie po to, aby w nim mieszkać, tylko żeby budować.
- A Rada Miejska? Jakiś krach?
- Mam takie odczucie, że gaśnie pomysł współpracy z Tucholą, Czerskiem czy Człuchowem, a jedyną miejscowością bliską Chojnicom będą Charzykowy. Takie mam odczucie, że miasto najchętniej przyłączyłoby Charzykowy i utworzyło jeden kompleks. I czuję, że wszystko będzie szło w tym kierunku, a po połączeniu tam będzie duża siła. Ja osobiście uległem urokowi Chojnic i nie mogę się od niego uwolnić.
