Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gądecz - ich miejsce na ziemi

Jolanta Zielazna
Podopieczni "Arkadii". Lubią to miejsce, lubią być z sobą.
Podopieczni "Arkadii". Lubią to miejsce, lubią być z sobą. Jolanta Zielazna
Nazwali to miejsce "Arkadią". Dla kilkudziesięciu niepełnosprawnych osób to miejsce szczęśliwości.

Z dodatkowym bagażem

Marcin lubi być fotografowany
Marcin lubi być fotografowany Jolanta Zielazna

Marcin lubi być fotografowany
(fot. Jolanta Zielazna)

Arkadia

Arkadia - tym mianem określa się raj na ziemi, krainę szczęśliwości i spokoju.

Skąd się wzięła nazwa? Nikt już dziś nie pamięta. W każdym razie tak nazywa się Środowiskowy Dom Samopomocy w Gądeczu. Na północ od Bydgoszczy, w bok od szosy na Gdańsk. Osoby niepełnosprawne intelektualnie i chore psychicznie znajdują tu swoje miejsce, w którym spokojnie spędza kilka przedpołudniowych godzin. Cieszą się, że są potrzebni.

Kiedyś był tu dom pomocy społecznej dla kobiet niepełnosprawnych intelektualnie. Ale w którymś momencie przestał spełniać przepisowe wymagania i trzeba było go zamknąć. W 2007 roku, urządzono środowiskowy dom samopomocy.

Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo po kilku latach funkcjonowania widać, że miejsc przydałoby się więcej.
Teraz 38 osób w wieku lat 19-65 (ale są i starsze) codziennie rano stawia się na zajęcia. Wszyscy doskonale się tu odnajdują. Kilka osób jest od samego początku, jak tylko środowiskowy dom powstał.

Są bardzo różni, z różnymi problemami. - To normalni ludzie, tylko mają dodatkowy bagaż - mówi Lechosław Brzozowski, kierownik "Arkadii".
Ten dodatkowy bagaż - niepełnosprawność intelektualną czy chorobę psychiczną jedni dźwigają od urodzenia, innym radykalnie pokrzyżował życiowe plany. W "Arkadii" są osoby, które uczą się w liceum i studiują.

Gdyby nie ten dom, jak spędzaliby dzień? Byłoby trudno i nudno.

- Środowiskowy dom samopomocy to najlepszy element terapii dla ludzi z zaburzeniami - mówi prof. Aleksander Araszkiewicz, wojewódzki konsultant w dziedzinie psychiatrii. - Zmieniają nastawienie do ludzi psychicznie chorych.

Nauka codziennego życia

Komputery w pracowni multimedialnej wykorzystywane są cały czas
Komputery w pracowni multimedialnej wykorzystywane są cały czas

Komputery w pracowni multimedialnej wykorzystywane są cały czas

Środowiskowe domy samopomocy

W województwie kujawsko-pomorskim mamy 40 środowiskowych domów samopomocy społecznej, w nich 1575 miejsc.
Przeznaczone są dla osób niepełnosprawnych intelektualnie, z zaburzeniami psychicznymi i innymi zaburzeniami z nich wynikającymi.
W zależności od domu, mogą w nich przebywać wszystkie trzy kategorie podopiecznych albo tylko niektóre z nich. Trzeba mieć decyzję ośrodka pomocy społecznej i zaświadczenie od lekarza psychiatry lub neurologa, że dana osoba może brać udział w zajęciach.
Cztery środowiskowe domy są w budowie, trzy z nich zostaną otwarte w tym roku.

W "Arkadii" plan dnia nie jest skomplikowany. Rano busik jeździ po gminie Dobrcz i Osielsko i przywozi Adama, Marcina, Beatę , Leszka, Waldka, Krzysia i innych. Andrzej sam przyjeżdża rowerem, czasami także Zbyszek, jeśli dopisuje pogoda.

Wspólnie jedzą śniadanie i idą do swoich pracowni. W jednej jest mniej osób, w innej więcej.
O 12.30 degustują to, co, m.in. Dorota, Ola, Patryk przygotowali pod okiem pani Asi Joppek, instruktorki w pracowni kulinarnej. Zawsze jest coś "na ciepło", bo to ich obiad. O godzinie 14 busik rozwozi uczestników do domu.

Kto do jakiej pracowni trafia i czym się zajmuje - ustalają instruktorzy-terapeuci. Każdy, kto przychodzi tu na zajęcia, ma ustalony indywidualny plan wsparcia rehabilitacyjnego.

Ćwiczy umiejętności, których mu brakuje albo nie opanował ich dobrze. Czasami uczy się zwyczajnego, codziennego funkcjonowania. Ktoś ma problemy z zaparzeniem herbaty, inny nie potrafi pokroić chleba.
Starają się pamiętać, że do prac w kuchni trzeba zakładać fartuch, po wyjściu z toalety myć ręce.
Jeden przeniesie swoje rzeczy do wyprania w automacie, bo w domu takiej możliwości nie ma. Drugi skorzysta z prysznica.
Proza życia. Nie wszystko jest takie oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Niektórzy mają trudne warunki w domu.

Cieszy, że potem te doświadczenia i nawyki przynoszą do domu. Mówią o tym później rodzice, gdy się spotkają. Bo córka czegoś nie umiała, a teraz potrafi. I innym domownikom przypomina, co i jak powinni zrobić.

- Idea tworzenia miejsc, gdzie ludzie się spotykają, wzajemnie wspierają, rozumieją, przy wsparciu personelu jest jak najbardziej słuszna - mówi prof. Aleksander Araszkiewicz. - W przeciwnym razie wyrzucani są na margines życia.
W środowiskowym domu wszyscy uczą się bycia razem, współpracy z innymi. Wszyscy czują się potrzebni, każdy ma zadanie do wykonania. To nadaje sens codziennemu wstaniu z łóżka.

Michał, z podziwu godną cierpliwością, punkt po punkcie, w pracowni stolarskiej wypala obraz. Akurat pracuje nad herbem Polski. Orzeł gotowy, więc Michał systematycznie, kreseczka przy kreseczce zapełniał pozostałą część deseczki.

W pracowni krawieckiej kilka osób wokół stołu haftuje. Niektóre obrazki, choć z daleka wyglądają niczym wyszywane, są wyklejane. To kawałki nici naklejone ciasno obok siebie. Praca wymaga wielkiej cierpliwości i uwagi.

W plastycznej - gazety zamieniają się w wiklinę, powstają z niej koszyki, wielkanocne zające i inne cuda.

Obok Łukasz na komputerze ćwiczy odejmowanie. Trochę zgaduje, trochę liczy. Gdy mu się nie uda, komputerowy program na czerwono podpowiada, by spróbował jeszcze raz.
Po sąsiedzku Andrzej szuka w internecie informacji z elektroniki. Ma w tej dziedzinie talent, ale teraz biedzi się nad rozwiązaniem jakiegoś problemu.

A w kuchni... W kuchni stoją już talerzyki z pokrojoną karpatką i murzynkiem, parzy się kawa i herbata. Bo akurat przypadł dzień urodzin i imienin - świętują wszyscy, którzy je obchodzą w tym miesiącu. Bohaterowie dnia dostają laurki z życzeniami, jest ciasto i kawa. Później jeden z terapeutów, pan Janusz, zasiadł przy klawiszach i zaczęły się pląsy. Ale to później.

Widać, że uczestnicy czują się tu dobrze i swobodnie. Marcin, na przykład, ma taki zwyczaj, że przychodzi uścisnąć rękę kierownikowi. Gości też wita. Mówi bardzo niewyraźnie, ale Brzozowski rozumie, o co mu chodzi.

Raz na dwa tygodnie przyjeżdża lekarz psychiatra, bada pacjentów. Na co dzień terapeuci obserwują uczestników, przekazują lekarzowi swoje spostrzeżenia. - Dobrze nam się współpracuje. Jest bardzo mało hospitalizacji - mówi kierownik Brzozowski. To znaczy, że dzięki dobrej terapii i leczeniu choroba pozwala funkcjonować w środowisku.

Zdyscyplinowani, samodzielni

Przyjazny klimat tego miejsca nie jest bez znaczenia.
- Mój syn jest w Gądeczu od początku, gdy tylko ten dom powstał - mówi Mariola, mama Michała. Tego, który tworzy obrazki techniką wypalania. Jej syn ma 33 lata. Odkąd tam jest, ona żyje inaczej.
Michał doskonale się w Gądeczu czuje. - Uwielbia tam jeździć, uwielbia wszystkich nauczycieli - opowiada matka. - W domu, jako jedynak, potrafi mieć humory i humorki. Tam jest zdyscyplinowany, spokojny.

Nie ukrywa, że pobyt syna w "Arkadii" to i dla niej oddech. Najpierw dzień w dzień, autobusem woziła go z Żołędowa do szkoły w Bydgoszczy. Potem - także do Bydgoszczy na zajęcia. Ale coś mu nie pasowało. W Gądeczu się odnalazł. Przywozi i zawozi syna busik, więc matka od kilku lat odetchnęła.

Z postępów zadowolona jest także Bożena, mama 34-letniej Marzeny. Córka stała się otwarta, samodzielna, bardziej pewna siebie. - Zaczyna myśleć samodzielnie i decydować samodzielnie - cieszy się pani Bożena. Wylicza: - Córka nie stoi w miejscu, cały czas się rozwija, myśli racjonalnie, wzbogaca swój język.
Minusów nie widzi.
Raz w roku w "Arkadii" spotykają się wszyscy uczestnicy z rodzinami, na rodzinnym pikniku.

Prof. Araszkiewicz odwołuje się do narodowego i regionalnego programu ochrony zdrowia psychicznego. Wpisane są weń instytucje leczenia pośredniego: hostele. mieszkania chronione dla osób chorych psychicznie albo niepełnosprawnych intelektualnie. - Takie miejsca burzą mur między osobami, które nazywamy "normalnymi" i chorymi - mówi profesor. I podaje przykład Paderborn, niewielkiego miasteczka w Nadrenii Północnej Westfalii, z którym ma kontakty. Tam działa kilka hosteli i mieszkań chronionych. U nas hostelu żadnego.
- Powstanie takich placówek zmniejsza napór na instytucjonalną opiekę psychiatryczną.

Jaka jest alternatywa dla "Arkadii", czy w ogóle dla środowiskowego domu samopomocy? Zapewne siedzenie w domu. I utrata tego, czego niepełnosprawni nauczyli się wcześniej. Kilka osób mogłoby chodzić na zajęcia warsztatów terapii zajęciowej. Ale w Dobrczu ich nie ma.

W gądeckiej "Arkadii" teoretycznie jest miejsce dla jeszcze 20 osób. I one czekają w domach w Koronowie i Pruszczu, aż będą mogły przyjeżdżać. Gospodarze tych gmin podpisali z Dobrczem umowę o korzystaniu ze środowiskowego domu samopomocy.

Najpierw trzeba jednak w Gądeczu wyremontować obszerne poddasze i zamontować windę. Potrzeba pół miliona złotych. Ale priorytety są takie, że w pierwszej kolejności pieniądze wędrują do gmin, w których nie ma żadnego środowiskowego domu samopomocy.

Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska