Zarząd dróg zamierza sprzedać ich długi firmie windykacyjnej. A jak inni ściągają należności?
W grę wchodzą dwa rozwiązania: sprzedamy wierzytelności firmie windykacyjnej lub zatrudnimy inną, która postara się je dla nas odzyskać - tłumaczy Piotr Sikorski, szef wydziału biletowo-taryfowego w bydgoskim Zarządzie Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej.
Przeczytaj także:Wezwanie do zapłaty za parking nawet po pięciu latach!
Impuls do rozwiązania problemu dał drogowcom prezydent Bydgoszczy, kiedy okazało się, że suma wierzytelności sięga kilku milionów złotych. A tyle akurat wystarczy na ułożenie nowych nakładek na kilku ulicach. Do tego firma Renoma, która oprócz kontroli biletów zajmuje się windykacją zaległych mandatów, notuje ledwie 40-proc. skuteczność.
Miarka się przebrała, gdy budżet ZDMiKP trzeba było dofinansować kwotą 120 tys. zł na uruchomienie procedur komorniczych. W efekcie wierzytelności przechodzą gruntowne analizy.
O tym, co się z nimi stanie, dowiemy się za kilka tygodni.
Za długi - niezły autobus
Włocławianie natomiast stawiają na tradycyjne metody. Do czerwca 2013 r. kontrolami biletów i ściąganiem należności od gapowiczów, zajmują się firmy wyłonione w przetargu. - Zadania są realizowane za wynagrodzenie stanowiące sumę 99 proc. windykowanych opłat dodatkowych za dany miesiąc plus podatek VAT - mówi Aleksandra Bartoszew-ska z włocławskiego ratusza.
Ale urzędnicy przyznają, że ściągalność jest na niskim poziomie. Rocznie miejskimi autobusami jeździ co najmniej kilka tysięcy osób bez biletu. - Łączna wysokość opłat dodatkowych nałożonych za jazdę na gapę to poziom 700 tys. zł - szacuje Bartoszewska. Za tę kwotę można by kupić... nowiuteńki autobus.
Przed 2011 r. MZK w Toruniu sprzedawał długi pasażerów firmom windykacyjnym. W lutym 2008 r. wystawił na licytację należności tysiąca pasażerów. Reakcja była szybka. Gapowicze licznie zgłaszali się do przewoźnika. Od 2012 r., gdy przewoźnika przekształcono w spółkę, przetargi na kontrolę i egzekucję należności ogłasza wydział gospodarki komunalnej magistratu. - W tej chwili nie planujemy sprzedawać należności - mówi Krzysztof Przybyszewski z magistratu.
A jak radzą sobie inne spółki lub jednostki w samorządach? Na listach bydgoskiej Administracji Domów Miejskich widnieje ok. 9 tys. dłużników, za to ze znacznie większymi kwotami. - Od 50 do kilkudziesięciu tysięcy zł - mówi Magdalena Marszałek, rzeczniczka ADM.
Tu radzą sobie w ramach działu windykacji i przy współpracy z Krajowym Rejestrem Długów. - Perspektywa znalezienia się na liście dla wielu działa mobilizująco. A zwykle trafiają na nią osoby, które osiągnęły kwotę długu powyżej 500 zł - mówi Marszałek.
Zakład Gospodarki Mieszkaniowej w Toruniu (16 mln zł długów lokatorów), sięgnął po inną metodę. Można odpracować zaległości: za godzinę prac porządkowych dług zmniejsza się o 6,5 zł a za drobne prace remontowe - 7 zł. "Oporni" mogą jednak zostać wykwaterowani do lokali o najniższym standardzie.
Sprzedać należność - to możliwe
Dług w każdej chwili może zostać sprzedany innemu podmiotowi. Tę kwestię reguluje kodeks cywilny. - Niemal każdy dług - także przedawniony - można wpisać do biura informacji gospodarczej - mówi Michał Zasępa, członek zarządu Kruka, jednej z firm windykacyjnych. - Wpis może oznaczać np. utrudnienia w uzyskaniu kredytu, zakupach na raty czy skorzystaniu z oferty firm telekomunikacyjnych.
Jeśli unikamy kontaktu lub odmawiamy spłaty należności, sprawa trafia do sądu, a następnie do komornika. Zasępa: - To ostateczność, jednak konsekwentnie praktykowana, gdy dłużnik lekceważy propozycje polubowne. W efekcie dług jest powiększany o koszty postępowania sądowego i egzekucyjnego. Dlatego jeśli zdarzy się nam zapomnieć o skasowaniu biletu i złapie nas kontroler, najlepiej szybko zapłacić karę. Dzięki temu unikniemy niepotrzebnych kosztów.
Czytaj e-wydanie »