Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy trzeba było mówić o wartościach wspólnoty, polscy politycy "doili brukselkę"

Karina Obara
Karina Obara
Michał Syska: - Celem polskiej polityki zagranicznej jest nie tylko dbanie o pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Polska, jako członek Unii, powinna wzmacniać samą UE i dbać o jej przyszłość. Tego aspektu wyraźnie zabrakło w polskiej debacie publicznej.
Michał Syska: - Celem polskiej polityki zagranicznej jest nie tylko dbanie o pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Polska, jako członek Unii, powinna wzmacniać samą UE i dbać o jej przyszłość. Tego aspektu wyraźnie zabrakło w polskiej debacie publicznej. archiwum prywatne
Rozmowa z Michałem Syską, dyrektorem Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a o stosunku Polaków do UE.

Według najnowszego sondażu IPSOS dla OKO.press 53 proc. Polaków nie chce, by Bruksela broniła praworządności w Polsce, a 69 proc. nie życzy sobie, by naciskała na przyjęcie przez Polskę uchodźców. Czyli w UE chcemy zostać, ale bez pouczania przez unijnych polityków?
Sondaże dotyczące stosunku Polek i Polaków do UE są bardzo niejednoznaczne. Gdy zapytamy, czy chcą, aby nasz kraj pozostał w strukturach UE zdecydowanie odpowiadają: tak, natomiast ta proeuropejskość jest bardzo naskórkowa, co widać, gdy zadajemy konkretne pytania. W wynikach, które pani przytacza dostrzegamy odbicie tonu dominującego w debacie publicznej, przyjętego przez formację rządzącą. Od dwóch lat PiS i jego prominentni przedstawiciele, wraz z byłą premier Beatą Szydło, prezentowali wizję Europy, która się rozpada. To właśnie była premier mówiła, że UE jest instytucją silnie zbiurokratyzowaną, która nie wsłuchuje się w głos zwykłych obywateli, narzuca innym krajom własną ideologię i jest zbyt słaba, by oprzeć się wpływom islamu. Twierdziła też, że polityka UE podważa tradycyjne wartości chrześcijańskie. W tym kontekście wyniki sondażu IPSOS nie dziwią.

To znaczy, że Unii mówimy tak, ale nie mówcie nam, co mamy robić?
Warto zastanowić się nad tym, jak przez Polaków i kolejne rządy postrzegana była Unia od momentu akcesji do Wspólnoty. Główny ciężar w dyskusji zawsze kładziony był na kwestie pieniędzy, na to, że Polsce przynależność do Unii opłaca się finansowo. Ten kształt debaty publicznej był umacniany przez wszystkie rządzące formacje. Gdy Donald Tusk świętował wywalczenie dobrego budżetu dla Polski, na konferencji prasowej pojawił się tort w kształcie banknotów euro. Kiedy polscy premierzy i ministrowie jeździli na kolejne szczyty UE towarzyszyła im atmosfera walki: oto polscy politycy wyruszają stoczyć bitwę o nasze interesy. Traktowaliśmy UE jako przestrzeń rywalizacji pomiędzy państwami, a celem klasy politycznej było wywalczenie jak największych profitów dla kraju. Do historii przeszło słynne sformułowanie polityków PSL o „dojeniu brukselki”. Zabrakło przekonania, że Polska, będąc członkiem UE, jest częścią pewnej wspólnoty.

I co się z tym wiąże?
Po pierwsze oprócz korzyści ma obowiązki wobec Wspólnoty. To nam umknęło.

Polska, przystępując do UE godziła się na respektowanie europejskiego prawa, teraz polski rząd zachowuje się tak, jakby domagał się jego redefinicji.
To granie na niewiedzy obywateli. Polska podpisując traktaty akcesyjne akceptowała rozwiązania, na których oparta jest UE. Jesteśmy częścią Wspólnoty, więc powinniśmy kierować się jej dobrem. Oznacza to, że celem polskiej polityki zagranicznej jest nie tylko dbanie o pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Polska, jako członek Unii, powinna wzmacniać samą UE i dbać o jej przyszłość. Tego aspektu wyraźnie zabrakło w polskiej debacie publicznej.

Politycy PiS wielokrotnie podkreślali, że Komisja Europejska nie ma prawa wtrącać się w polskie sprawy. A uruchamianie art. 7 wobec Polski jest nie do przyjęcia. Z jakiego rodzaju konfliktem mamy tu do czynienia?
Na pewno jest to konflikt formalno-prawny, ale również wartości. UE, oprócz spektrum finansowego, które było dominujące na początku jej istnienia, oparta jest na fundamencie wartości zakorzenionych w tradycji praw człowieka. Te wartości są podważane przez obecny rząd. Dla dużej części polskiej prawicy tradycje oświeceniowe, związane z prawami jednostki są zupełnie obce. Niestety, poprzedni rząd PO także nie ratyfikował Karty Praw Podstawowych, dokumentu, który spisuje kanon wartości, na jakich zbudowana jest UE. W tym konflikcie Polska oddala się od kultury zachodniej, opartej na demokracji liberalnej, a ta polega na obronie praw jednostki przed wszechwładnym państwem.

Ale PiS przekonuje, że właśnie dba o prawa jednostki chroniąc życie poczęte i walcząc z układami w sądach.
Zmiany, które zaproponowało PiS w wymiarze sądów nie wzmacniają pozycji jednostki. Nie idzie za nimi „sąd bliżej człowieka”. Nie odpowiadają też na problemy w sądownictwie. Są elementem szerszego planu PiS, który polega na wymianie elit poprzez zwiększenie uprawnień władzy wykonawczej wobec sądowniczej. Jest to sprzeczne z zasadą trójpodziału władzy, czyli fundamentu UE.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska