"Stanisław Romanowski, syn Czesława, urodzony i zamieszkały w Skrwilnie... zaginiony 20.12.2001... wyszedł z domu i nie wrócił" - notka policyjna z rysopisem zaginionego jest standardowa. Kilka istotnych szczegółów dotyczących wieku, wyglądu, charakterystycznych znamion. Zdjęcie. Żadnych oznak podskórnego dramatu.
Monika Romanowska po raz ostatni widziała ojca 13 grudnia ubiegłego roku. Pojechała wtedy z siostrą do Rypina. - Kiedy wróciłyśmy,
dom stał pusty.
Mirosława Romanowska widziała się z byłym mężem tydzień później. - W grudniu leżałam przez dwa tygodnie w szpitalu. Wdało się zakażenie po serii kroplówek, które dostawałam na swoją chorobę wrzodową. Przed świętami byłam już w domu. I wtedy, dokładnie w czwartek 20 grudnia, jak twierdzi - rozmawiała z mężem ostatni raz.
Romanowscy formalnie od dwóch lat nie są małżeństwem. Od rozwodu mieszkali jednak we wspólnym domu, razem z dwiema córkami. - Nie wchodziliśmy sobie w drogę, każdy miał swój pokój, swoje sprawy. Nie kłóciliśmy się, był spokój. Wcześniej, owszem, to nie było łatwe życie - zwierza się Mirosława, która przyznaje, że od początku wiedziała o skłonnościach przyszłego męża do alkoholu. Ale jakoś trwali. - Wyszłam za niego trochę z litości, trochę dla świętego spokoju - macha ręką. Rozkręcili interes - skup żywca. Zbudowali dom w Skrwilnie. Jednak pieniądze z handlu zaczęły się szybko kurczyć, dłużnicy nie płacili. W 1996. roku interes padł. - A on zaczął miewać dziwne ataki nerwowe. Leczył się...
Monika do dziś nie może pogodzić się z faktem, że ojciec pewnego dnia wyszedł z domu i do dziś nie powrócił. I nie daje znaku życia. - To jest najgorsze. Bo gdyby chociaż zadzwonił i powiedział, ze żyje, to
wszystkim nam byłoby lżej.
Monika ma żal do rodziny ojca. - Obwiniają nas o to, co się stało. Nie chcą się z nami widywać. Czujemy się tak, jakby wszyscy we wsi wytykali nas palcami. Przecież nie wiedzą, jak wyglądało nasze życie, nie interesowali się tak naprawdę tym, co się działo z ojcem! Że miewał depresje i przy tym nie chciał brać leków, nie czuł się w domu za nic odpowiedzialny, że trudno było z nim serdecznie i ciepło, po prostu normalnie porozmawiać...
Siostra Stanisława Romanowskiego, Krystyna Włodowska, twierdzi że rodzeństwo zaginionego nie ma żadnych pretensji ani do Moniki, ani też do jej siostry. - Ale w wersję bratowej o ostatnim spotkaniu przed świętami nie chce nam się wierzyć. W to, że nagle się pojawił, oddał jej klucze, zapłacony rachunek za wodę i wsiadł do jakiegoś zielonego stara, który czekał na niego na podwórku... Między nimi były jakieś osobiste sprawy. Nie, nie chcę o nich mówić.
- Co, może to zazdrosny kochanek mamy? A może to sprawka moich kolegów? To jakiś absurd - Monika i Mirosława wiedzą, o jakie podejrzenia chodzi.
Niedopowiedzenia bolą
najbardziej. - I najgorsze, że nie wiadomo, co z nimi robić - tłumaczyć? zaprzeczać? wyjaśniać? Nikt nie słucha - dlatego Monika bardzo chce, żeby ojciec dał znak, że żyje. Wbrew temu, co powiedział jasnowidz z Człuchowa, że ojca ciało... gdzieś... nad wodą. Wbrew temu, co mówią o całej sprawie we wsi.
Gdzie jesteś, tato?
Ewa Rogozińska
Monika Romanowska chce tylko potwierdzenia, że nic mu nie jest. - Wystarczy, jeśli zadzwoni i powie, że ma się dobrze. Tylko tyle. I aż tyle.