Coraz trudniej znaleźć azyl - miejsce do życia z dala od zgiełku, techniki i rozrastającego się przemysłu.
Na własnej skórze przekonują się właśnie o tym mieszkańcy pogrudziądzkich Skarszew.
Jak grom z jasnego nieba uderzyła w nich wiadomość, że w pobliżu ich domów planowana jest budowa farmy wiatrowej. Maszty chce stawiać firma Prokon. Na ziemi, która należy do prywatnego właściciela.
- Tylko nie tutaj! Przecież to są dziewicze tereny, zamieszkiwane przez wiele gatunków zwierząt. Nad tymi lasami jest korytarz powietrzny, z którego korzystają ptaki - mówi Czesław Wojtowicz - sołtys Skarszew.
Zdania specjalistów w sprawie szkodliwości wiatraków są podzielone. Mieszkańcy Skarszew nie mają jednak żadnych wątpliwości. - Elektrownie wiatrowe są źródłem hałasu. Poza tym wytwarzają niesłyszalne dźwięki - twierdzi Przemysław Waleron.
Pani Magda dodaje: - Nie wspominając już o tym, że wiatraki zakłócają odbiór telewizji i telefonów komórkowych.
Mieszkańcy nie chcą elektrowni wiatrowych
Co powiedzą radni?
Ludzie ze Skarszew swojej walki o spokój nie ograniczają tylko do czczego gadania. Przygotowali ulotki, które rozdawali przed kościołami, lobbują u radnych, spotykają się z wójtem, zamierzają zbierać podpisy.
Chcą również, aby w sprawie wiatraków została zwołana nadzwyczajna sesja Rady Gminy. - Samorząd powinien być po naszej stronie - podkreśla Janusz Trzebiatowski.
Co na to wójt? Czy jest za stawianiem wiatraków na terenie gminy?
- Moje zdanie nie ma tutaj żadnego znaczenia. Muszę być bezstronny. Na wniosek inwestora toczy się bowiem postępowanie administracyjne. Jest ono na wstępnym etapie i trudno powiedzieć, jak się zakończy - wyjaśnia Jan Tesmer.
Podkreśla ponadto, że załatwianie formalności potrwa co najmniej jeszcze pół roku. A mieszkańcy mogą, jeśli chcą, składać w urzędzie gminy uwagi i wnioski.