Opinię publiczną w regionie zbulwersowała ostatnio sprawa podpaleń budynków gospodarczych w gminie Kamień. Sprawcą co najmniej czterech okazał się prezes OSP w Płociczu.
Tymczasem w powiecie tucholskim również miała miejsce seria tajemniczych pożarów. Dochodziło do nich w lesie niedaleko Bruchniewa. - Wszystkie odnotowaliśmy na ok. dwóch hektarach obszaru leśnego - informuje Wojciech Raddatz, naczelnik wydziału prewencji, pełniący obowiązki rzecznika prasowego tucholskiej komendy.
Więcej informacji z Tucholi znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/tuchola
Żeby szybko dojechali
Funkcjonariusze szybko się zorientowali, że za wszystkimi pożarami może stać jedna osoba. Podpalacz uważnie wybierał miejsce i sposób podłożenia ognia, aby strażacy mogli szybko pojawić się na miejscu. - Sprawca rzeczywiście najwyraźniej nie działał z zamiarem spowodowania dużych strat albo spalenia większych połaci lasu - przyznaje Raddatz. - Wybierał okolice, gdzie straż miała ułatwiony dojazd.
Co więcej, podpalał fragmenty ściółki, które przynosił ze sobą. Dbał też o szybkie zawiadomienie służb.
Amatorem płomieni okazał się młody mieszkaniec gminy Lubiewo. Czy podobnie jak podpalacz z Płocicza mężczyzna jest związany z OSP? - Nie mamy takiej informacji - rozkłada ręce rzecznik komendy policji.
Wiadomo, że mężczyzna mieszka w bliskim sąsiedztwie miejsca pożarów. Był sprawcą 15 z 16 odnotowanych zdarzeń. Przyznał się już do zarzucanych mu czynów. Złożył też na policji obszerne wyjaśnienia. Dlaczego podpalał? Jak tłumaczył funkcjonariuszom - żeby zwrócić na siebie uwagę.
Jego sprawa trafiła już do Sądu Rejonowego w Tucholi.
Pomagali mieszkańcy i służby
Policjanci nie ukrywają, że w odnalezieniu podpalacza mogli liczyć na pomoc miejscowych i strażaków - zarówno zawodowych, jak i ochotników. - Zwracaliśmy się z apelem do mieszkańców, by przekazywali wszelkie informacje. Działali nasi policjanci z posterunku w Bysławiu, pomagali strażacy z Tucholi i miejscowe OSP - wylicza Raddatz. - Mocno wspierało nas Nadleśnictwo, z którym organizowaliśmy wspólne patrole.
Na szczęście w przeciwieństwie do skutków pożarów w powiecie sępoleńskim - gdzie druh z Płocicza puścił z dymem majątek za ok. 400 tys. zł - w Bruchniewie straty są niewielkie. Nadleśnictwo wyceniło je na 0 zł, bo ogień udawało się zagasić w zarodku.
Czytaj e-wydanie »