Pani Helena Piernik pochodzi z okolic Wilna. Po drugiej wojnie światowej jej rodzice chcieli mieszkać w Polsce, więc musieli zostawić swój dobytek. - Dostaliśmy ten zabytek w zamian za to, co tam zostawiliśmy - mówi pani Halina i wskazuje najstarszy dom w Gniewkowie, pochodzący z 1763 roku.
Dom pod obstrzałem
- Dobrze mi się tutaj mieszka, ale nieustannie coś trzeba remontować - wyznaje. Zaprasza nas na swoje podwórko i wskazuje szczyt domu sąsiadującego z jej zabytkiem. - Tynk spada na mój dach i łamie dachówki. Proszę zwrócić uwagę na gzyms. Ledwo się trzyma. Jak spadnie, zarwie mój dach - opowiada.
Zagrożenie jest też z sąsiedniej kamienicy. Tutaj w deszczowe dni woda leje się z niesprawnej rynny prosto na dom pani Haliny.
- Woda wyżłobiła w naszym dachu lej. Wmawiali mi, że dziura w dachu nie powstała od wody. Lokatorka, która mieszkała pod zarwanym dachem mieszkanie jednak od gminy dostała - wspomina pani Helena.
Pomoc od marszałka
Teraz wystarała się w Urzędzie Marszałkowskim 35 tysięcy złotych na ratowanie swojego zabytku. Dostanie te pieniądze, jeśli wyłoży swoich 60 tysięcy. Musi więc wziąć kredyt. Położy nową dachówkę i wzmocni krokwie. Ma jednak wielkie zmartwienie.
- Wyłożę mnóstwo pieniędzy. Jeśli gmina nie zabezpieczy swoich kamienic, mój dach nieustannie będzie zagrożony - żali się.
Wielokrotnie prosiła pracowników gminy o pomoc. Dotąd, bezskutecznie. Skontaktowaliśmy się z burmistrzem Adamem Roszakiem. Obiecał, że osobiście zainteresuje się tą sprawą.
- Jeśli będzie taka potrzeba, podejmiemy odpowiednie kroki - zapewnia.