W Malilli Hampel dał jasny sygnał: to on jest teraz numer jeden w Polsce, to on jest głównym rywalem prowadzącego w cyklu Grega Hancocka.
Zwycięstwo musiało jednak w końcu nadejść i było konsekwencją fantastycznej formy Hampela w ostatnich tygodniach. Żużlowiec jest najlepszym zawodnikiem w Polsce i Szwecji, a swoich rywali w najmocniejszych ligach świata przerasta o klasę. W takiej formie powinien także dominować w Grand Prix, ale tam niespodziewanie miał spore kłopoty. Raz wygrał, trzy razy jeździł w finałach, ale w Goeteborgu i Cardiff był poza ósemką. To tych punktów brakuje mu w tej chwili do Hancocka.
Mniejszy entuzjazm panuje z pewnością w teamie Tomasza Golloba. Dla niego turniej na Motoarenie jest ostatnią szansą na rozpoczęcie pościgu za Gregiem Hancockiem, do którego traci już 28 punktów. Porażkę w Malilli skomentował w swoim stylu, a więc bardzo oszczędnie. - Ostatnie dni pokazały jak sport potrafi być przewrotny. Podczas Grand Prix nie mogłem nawiązać walki z zawodnikami, dzień później w Lesznie potrafiliśmy wygrać na bardzo trudnym terenie - powiedział aktualny mistrz świata.
Czy mistrz świata jeszcze odbuduje formę czy raczej już do końca będzie walczył jedynie o brąz? W ubiegłym roku przed turniejem na Motoarenie także Hampel był wyżej klasyfikowany, ale Gollob zdobył komplet punktów i rozpoczął marsz po złoto. Toruń to jeden z jego ulubionych torów, na których przegrywa niezwykle rzadko.
Więcej o rywalizacji tych dwóch żużlowców we wtorkowym wydaniu Gazety Pomorskiej.